gdzie jechać...?
Co począć ze sobą w takie upały?
Skóra stanowczo odmawia pójścia nad basen, czy tym bardziej akwen typu zalew.
Opalania i samego plażowania nie trawię.
Pedałowanie "na patelni" też jakoś źle widzę...
Z resztą sama się boję, wczoraj mało nie zasłabłam - starsza kobieta w autobusie zwolniła mi miejsce - więc nie chcę wybywać sama.
Przyjaciel chory, luby odmawia stanowczo wyjścia z domu.
Hm - coś wymyślę :)
Dalsza część rozmyślań dotyczy wyjazdu. Luby bardzo intensywnie poszukuje pracy i kto wie, czy nie zacznie na dniach. Wtedy wyjazd odpada - niczego więc, nie planuję, nie rezerwuję, nie knuję...
No może i knuję, tak po cichutku. Mapy gór świętokrzyskich i sowich na biurku - świeżutkie, prosto z księgarni. Tam mnie jeszcze nie było - no nie do końca, ale przelotem się nie liczy :)
Jest jeszcze problem nr 3 - waga. I już nie chodzi mi o to, że mam więcej do dźwigania w góry. (biedne kolana i kręgosłup). Ale z roku na rok kupuję coraz większe spodnie trekkingowe, a teraz to już naprawdę w nic się nie wbiję...
Grubas.
Powinnam się pogłodzić z 10 dni jak nic. Heh, nawet pani doktor to leciutko zasugerowała (po ostatnich sensacjach gastrycznych).
Tak więc startuję. 10 dni może wytrzymam... Ktoś myśli, że będę się głodzić
Chacha, to żart. Ale coś jednak postaram się zrobić dla swojej sylwetki.
HOWK!
basiaaak
7 sierpnia 2013, 13:18Ja najlepiej czuję się w ... pracy. W klimatyzowanym biurze :) Dziś przyjechałam rowerem do pracy. Powrót będzie ciężki. Asfalt jest tak nagrzany... Polecam położyć się gdzieś na kocyku, w cieniu z dobrą książką.