Boli mnie dziś cały człowiek, ale to już nie tylko z poobijania.
Świadomość tego, że wolne dni uciekają jak piach przez palce
spowodowała, że ruszyliśmy sprawdzić stan narodzin w Opolskim
ZOO. Głównie miało być kino (bo bałam się tyle chodzić przez ból), ale
propozycje tak mało ambitne albo mało interesujące, że szkoda było
marnować czasu. (Nawet kino koneser zawiodło - bo film widzieliśmy). Tak
więc przedzieraliśmy się w tłumie rozwrzeszczanej
dzieciarni głodnej kontaktu z fauną i florą. Odpocząć? Tak, po powrocie z
radością zanurzyliśmy się w błogiej domowej ciszy Podróż przeżyłam w pozycji 1/3 siedzącej, 1/3 leżącej, 1/3 stojącej (przez ostatnią kraksę rowerową - stłuczone biodro i bark) ale dałam radę, to tylko 2 h.
Kolejnego dnia wyruszyliśmy na spacerek nad nasz lokalny zalew, traska ok 15
km, była cudna pogoda, zero ludzi - dosłownie - na olbrzymiej plaży
byliśmy sami, a do tego okazało się się serwują tam - niepolitycznie -
genialną pizze! Wiał cudny wiaterek i jak brodziłam nogami w wodzie, miałam wrażenie, że idę brzegiem morza Mała namiastka, hi hi.
Wczoraj
natomiast porwaliśmy się z motykami na księżyc i padło na wycieczkę do
Turawy. Częściowo pociągiem, reszta o własnych siłach. Luby obiecał, że
jak coś będzie wnosił oba rowery, a że od zawsze prowadzę rower jedną
ręka - plan wydawał się wykonalny.
Początkowo, ponieważ myślałam
głównie o mojej drugiej połówce (a on lubi plażować) szukałam jakiegoś
ładnego zejścia do wody. Potem okazało się, że na poważnie wziął
moje słowa o jeżdżeniu a nie siedzeniu plackiem - chciał okrążyć całe
jeziorko. 35 km, częściowo po wałach, część lasami, przy plaży po
piachu, cudna i pięknie męcząca trasa :) Z obolałymi częściami ciała po ostatniej kraksie uważam to za wyczyn :) Normalnie to raczej żadna trasa... ale dla lubego - dla którego rower służy do przemieszczania max do 5 km - to wyczyn kosmiczny :) W przerwie małe plażowanie,
niestety woda jak co roku pełna sinic, więc odważyłam się wejść tylko do
kolan
To taka mała, malutka, maciupeńka wycieczkowa rekompensata urlopu, który z przyczyn ode mnie niezależnych, spędzam niestety cały w domu.