Pierwszy... jako tako.
Chorobowo, chaotycznie, masakrycznie.
Ale to już za mną.
Generalnie obiad w koszu.
"Cudowny" makaron o zawartości kalorycznej 6 kal w 100 g. z warzywa "konjak" - spłynął w wc.
Twarda, nierozpuszczająca się podczas żucia galareta bez smaku - to koszmar. Musiałam się zmuszać żeby połykać (choć uwielbiam miśki-żelki i galaretkę!). Przypominało ośmiornicze nóżki... bleee.
Dziś będzie już po staremu :)
2 śniadania: razowiec 330, almette 150, kukurydza z puszki 30, pomidor 40 = 550
śliwki 100, "witaminki" 120
warzywa z woka 120, makaron chiński 180 = 300
1070
cdn...
myfonia
17 września 2013, 13:05Właśnie - kiełki! Dzięki za przypomnienie o tym cudzie natury :) Zaraz po pracy zabiorę się za "wysiew" :)
ar1es1
17 września 2013, 12:46Hehe ja tak kupiłam brykiet sojowy(ale nie polski tylko hinduski bodajże) raz-po namoczeniu jak gabka smakowal ;) Warzywka z woka z chińskim uwielbiam-ja dodaje kielki fasoli mung i sporo czosnku oraz pieczarki czasem-polecam.Pozdrawiam i trzymaj się cieplo:*
Agaszek
17 września 2013, 09:02dobre ... przynajmniej wiadomo czego nie kupować ;-)
basiaaak
17 września 2013, 08:18a fuj ;)
ann0404
17 września 2013, 08:10aż mi się niedobrze zrobiło z tego opisu, nie cierpię takiej konsystencji! widzę, że u większości 'chorobowo', pozdrawiam:*