Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
poplątały mi się dni...


dzień 7 miał wypadać w czwartek/ piątek (ważenie w piątek) a wychodzi w środę... Coś namotałam...
Za szybko zaczęłam - czyli zaliczyłam tzw falstart!
Efekt tego jest taki, że nie biorę tego tygodnia na poważnie.
Śmigam na rowerku, trzymam dietę, ale wpadają różne mniej dozwolone przysmaki.
Bo to taki przedsmak :)
Zbiorczo i solidarnie, w boksach startowych ustawię się więc jutro :)

P.S. Miała być jednak wizualizacja a gdzieś po drodze mi się rozpłynęła...
Nie, nie odpuszczę - dla własnej psyche - muszę to sobie naskrobać:

styczeń
3 I            79,4
10 I          78,4 - 80 bezruch, stagnacja, podjadanie @@@
17 I          77,4 - 80,9 ciąg dalszy - tym razem nawalił kręgosłup :( a ja chcę ćwiczyć! )
24 I          76,4 - 80,7 czarna seria - zapalenie ucha - ale walczę...
31 I          75,4 - 81,6 cd. l4 i zapalenie ucha - mimo codziennych ćwiczeń - puchnę i  zbieram wodę :(

luty
7 II           74,4 - 81,6 - bóle kręgosłupa, kolan...
14 II         73,4 - 81,4 - bóle kolan, cały czas je asekuruję...
21 II         72,4 - 79,8 po wizycie u orto w Piekarach (19 lutego) zaczełąm walkę, z kolanami to ponoć nic poważnego
28 II         71,4

marzec
7 III          70,4
14 III        69,4
21 III        68,4

Byłoby pięknie :) A potem modelowanie ciała do bikini!
Czasu w sam raz - nie za dużo, nie za mało. Wszystko w moich rękach!