Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
kolanka


i to nie w kaloryferze.

Moje, własne, prywatne - mimo tysięcy godzin spędzanych na spacerach, setek na rowerku - mają się gorzej. Obserwuję to juz od jakiegoś czasu - wstawanie (szybkie) z pozycji kucznej wywołuje silny, gwałtowny ból (mija po chwili). Ostatnio pobolewają przy wchodzeniu na schody, jeżdzie na rowerze miejskim (całe życie jeździłam na góralu - nie bolały, ostatnio kupiłam sobie również damkę na miasto - tu bolą), a do tego co jest dla mnie najorsze - chrzęszczą, chrupią i strzelają tak potwornie przy zginaniu, że jak ćwiczę to muszę sobie głośniej słuchać muzykę, bo robi mi się słabo
I problem polega na tym, że nie wiem co robić: rozćwiczać je, czy dać im spokój?
Nie wiem, nie chce sobie zrobić krzywdy...
Jedno co wiem to na pewno nie służy im moja masa. Jasne, moje BMI jest ledwo co przekroczone, w porywach do normy - ale to nie jest dla mnie dobra waga. Mam delikatny szkielet kostny,a  a przez to ważę za dużo. Dużo za dużo...
W środę jadę na konsultacje - w sprawie kręgosłupa. Kolanka załapią się przy okazji.
Szczerze mówiąc to mam ochotę usłyszeć od lekarza - musi pani schudnąć z 15 kg!
Taki kopniak dobrze by zrobił. Przestałabym udawać, że się odchudzam...