Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
5/7, 7/11 - za miesiąc wiosna...


Waga zmienia się w tym kierunku (79,5) , w którym powinna. Pozbywanie się wody też cieszy, bo to znak, że nie jem więcej niż trzeba. (A z tym ostatnio było krucho).
Poszatkowana z zimna, nerwów i ze smutku noc (wieczorna spina i wielka dla mnie przykrość po takim dniu, w którym byłam "do rany przyłóż" w każdym aspekcie) - nie pozwala się cieszyć śpiewem ptaków i nadchodzącym weekendem.
Będziemy na siebie burczeć, albo raczej milczeć do siebie, zamiast wypoczywać i cieszyć się choć dniem wolnego.
Nieważne.

marchewki 40, jabłka 160 = 200 (na 2 śniadanka, ostatnio rano nic innego mi się wchodzi)
3 tyćkie rogaliczki 120
makaron (z czosnkiem niedźwiedzim i chili - mix)+ oliwa, czosnek, przyprawu, biały chudy ser = ok 500
suszone figi i morele, banan, mała biała kawka = 350
napad głodu na słone :( 3 plasterki żółtego 120, zupka gorący kubek 120 = 240


ok 1410

ćwiczenia - nic (boli głowa, gardło, z nosa się leje...)


  • basiaaak

    basiaaak

    21 lutego 2014, 08:22

    Myf - utulam :( To Ty bądź mądrzejsza, i wyciągnij pierwsza rękę na zgodę (chociaż podejrzewam, że to on zawinił). Szkoda weekendu i szkoda każdego dnia na fochy. Albo zrób odwrotnie. Olej dziada, idź na rower, do rodziców, po kwiatki itd i spędź miło czas :) Mimo wszystko miłego weekendu