Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
3 tygodnie i 4 dni...


A spodnie trzeszczą. Z pokoju do łazienki dojdę... na sztywnych nogach. (Dlatego tak kocham spódniczki - są takie tolerancyjne!) Dupa ściśnięta... jak ziarenko kawy. Jeden fałszywy ruch i... tego nie wytrzyma nawet supermocna i superszybkoschnąca tkanina tkanina...

Przynajmniej wiem na czym stoję...

Poluzowałam sobie ostatnio i waga spadała w tempie ślimaczym. Czas na przyspieszenie - te 3 kilo mogą mnie uratować...od tekstylnej katastrofy.

Żarełko będzie zdrowe i pełnowartościowe. Jak w poprzednich wpisach. Nie będę się powtarzać. Ale muszę skończyć z rozciąganiem żołądka kilogramem truskawek... umiar! UMIAR! No i wek ze słodkim, bo znów zaczęło się dyskretnie pojawiać w menu.

Pon - 74,8 - dieta NIE (odpuściłam sobie :) na wolnym lody itd), ruch - spacer

wt - 75,3 - dieta TAK, DBS TAK, ruch - intensywny marsz wieczorny (nigdy w to nie wliczam tras od i z pracy, zakupów i innych takich codziennych czynności)

śr - 74,7

cdn...