Ciężko jest tak z dnia na dzień rzucić swoje stare nawyki, takie jak chęć podjadania, czy nagle całkowite zaprzestanie jedzenia słodyczy, gdy wcześniej potrafiło się zjeść tabliczkę czekolady bez niczego. Wczoraj wieczorem ugięłam się i zjadłam spagetti, na którego punkcie mam totalnego bzika! Dziś podjadłam parę czipsów mojego brata i czekoladę myśląc, że nic się nie stanie. Jednak zaraz miałam wyrzuty sumienia, że jak to, że przecież nowa ja, zmiany i tak łatwo się poddaję... Ale powiem Wam coś kobietki, znalazłam ciekawy materiał mówiący, że nie można tak z dnia na dzień całkowicie odstawić czegoś co kiedyś jadło się w nadmiarze, ponieważ organizm przyzwyczaja się do zmian przez około 3 miesiące, więc jest nikła szansa, że wytrwamy nic nie podjadając. Podobno najlepsza metoda to metoda małych kroczków, powoli stopniowo rezygnować z niektórych rzeczy, wtedy organizm małymi kroczkami zacznie się odzwyczajać i z czasem wogóle nie będzie potrzebował słodyczy, fast foodów, czy czipsów. Powiem Wam, że chyba coś w tym jest, bo dla mnie to jest nie do pomyślenia, żeby tak z dnia na dzień całkowicie rzucić słodycze, które uwielbiam, bo jak? Tak do końca życia? Wiem ze swojego doświadczenia, że jak się zacznie po jakimś czasie od niewinnej kostki czekolady to prędzej czy później wróci się do starych nawyków, przynajmniej wg mnie. Nie wiem jakie jest Wasze zdanie. Więc postanowione, od dziś! Nie od jutra :) Małymi kroczkami dążymy do celu, bo przecież nie od razu Rzym zbudowano! Poza tym ciężko jest być na diecie, mając w dom dwóch łasuchów na słodycze + brata, który wcina co tylko może, żeby przytyć (swoją drogą to jest sprawiedliwość). Pamiętajcie, że nawet, gdy się złamiecie i podjecie coś "zakazanego" najważniejsze to nie poddawać się, tylko dalej starać się walczyć z pokusą.
Nie chcę, żebyście myślały, że się tutaj strasznie wymądrzam, po prostu piszę co czuję, bo lubię. Lubię pisać od dziecka, lubię bardzo dużo mówić, co widać w moich postach i lubię dzielić się tym czego się nauczyłam, więc wszystko co tutaj piszę to tylko i wyłącznie mój punkt widzenia :) Dziękuje Wam z całego serducha za wszystkie odwiedziny mojego profilu i słowa wsparcia, jestem z Wami! P.s właśnie odciągnęłyście mnie od kolejnej pokusy... chyba muszę częściej tu zaglądać!
P.s 2 Poza tym dziś jestem wagowo na plusie + 1 kg. Jestem ciekawa czy wy też tak macie, że jednego dnia potraficie przybrać nawet 2 kg. Tzn., że zdrowieję i wraca mi apetyt. :)
Dobrej nocy wszystkim ;*
Greta35
6 stycznia 2017, 10:52U mnie podobnie jak tylko cos rzuce na ruszt slodkiego to potem leci i leci, mysle ze trzeba najpierw poukladac w glowie i miec silna wole aby na jednym kawalku slodkiego skonczyc...wiec u mnie calkowita niechec do slodyczy dzis 6 dzien...jeszcze 11 tyg i moj organizm sie przyzwyczai :)
mysunnysky
6 stycznia 2017, 12:30W takim razie zazdroszczę tak ogromnej motywacji! Ja raczej trenuje swoją silną wolę aby poprzestać na kawałku czekolady czy jednym ciastku a potem całkowicie zrezygnować ale stopniowo. Całkowicie próbowałam rzucić wielokrotnie słodycze z dnia na dzień ale dla mnie to nie realne.
Dakusia
5 stycznia 2017, 11:32Oj skąd ja to znam. Brat mój wygląda jak wieszak na ubrania, mimo że jego jedyną aktywnością jest praca (nie wymagająca ani siły ani zbyt dużego ruchu). Wróci to to do domu, zje obiad, dokładkę i zasiada przed kompem do wieczora. Gęba zamyka mu się jak idzie spać, wtedy też lodówka przestaje być wietrzona co 15-30 minut. I co? I dalej wieszak. Ja już od samego patrzenia na jedzenie tyję :D Nie no nie jest tak źle, choć tak jak piszesz jednego dnia mi zleci 0,5 kilograma a na drugi dzień nie wiadomo skąd kilogram więcej. Małe kroczki to dobra metoda. Też próbowałam rzucić wszystko z dnia na dzień, nie dało się tak wytrzymać. U mnie pierwszym krokiem była wymiana białego pieczywa na ciemne. Nigdy nie przepadałam za grahamkami, dziś z tym nie mam problemu, smakują mi bardziej niż zwykłe białe bułki. Kolejnym krokiem wprowadzenie więcej warzyw i owoców do jadłospisu - z tym nie było problemu, bo zakochałam się w kolorowych sałatkach i koktajlach. Najgorzej szło mi z nauczeniem się picia wody w ilości 2-2,5l (zwłaszcza, że uwielbiam Pepsi - daje mi większego kopa jak kawa). No i odstawienie cukrów, pierw wszelkie napoje, poprzez słodycze a teraz uczę się pić kawę, herbatę i napary ziołowe bez cukru. Ledwo mi przechodzi przez gardło, ale nie jest już tak źle jak na samym początku ;)
mysunnysky
5 stycznia 2017, 20:07Dakusia, oj jak ja Ciebie rozumiem, ja mam dwóch braci jeden rok młodszy a drugi dwa lata starszy i oboje chudzi jak patyki i robią wszystko, żeby przytyć! Co do Twoich kroków świetna metoda, chyba sama ją wdrożę w życie! Chociaż ja za nic nie mogę się przekonać do sałatek greckich itp., po prostu nienawidzę różnego rodzaju sałat, brokułów, szpinaku etc, Za to z wodą nie mam najmniejszego problemu, od zawsze dużo piłam i tak bez problemu wypijam min. 3 l. wody
urodzona23wrzesniaa
4 stycznia 2017, 22:49Też stwierdzam, że nie ma co drastycznie zmieniać swoich nawyków, zawsze kiedy tak postanawiałam, że nie zjem nic słodkiego, albo chipsów, wytrzymałam max tydzień, później siadałam z paczką, twierdząc, że jak już zjadłam to oznacza koniec diety i starań, zaczynam od nowa od poniedziałku, chociaż nie może od nowego miesiąca... Teraz do tego podchodzę bardziej z głową, by szybko się nie zniechęcić jak zawsze. Mam słabość do słonych przekąsek i jak już nie skuszę to nie będzie to oznaczać końca mojej przygody z traceniem kilogramów. Póki co walczę z pokusami skutecznie, ale wiem, że przyjdzie chwila zwątpienia i sięgnę po paczkę ulubionych chipsów.
mysunnysky
5 stycznia 2017, 00:38Cieszę się, że się ze mną zgadzasz! Myślałam, że pisząc to wyjdę na jakąś "przemądrzałą laskę", którą będą krytykować. A jednak miło, że ktoś myśli tak jak ja :) U mnie to się kończy tak samo, kiedy obiecuję sobie, że nie ruszę wgl słodkiego najpóźniej za parę dni już siedzę z czekoladą. Zazdroszczę Ci tej skuteczności, ale wierzę , że mi się też w końcu uda!
asiul123
4 stycznia 2017, 21:58Ech, u mnie tak samo...Mój brat dałby wiele żeby udało mu się przytyc, a skubany ma tyle samozaparcia że od ponad 5 lat już cały czas jest na diecie i chodzi na siłownię a wciąż waży mniej niż ja...No a ja tymczasem jak tylko powącham coś kalorycznego to od razu +2 kg :-(
asiul123
4 stycznia 2017, 21:59Oczywiście diecie na masę ;-)
mysunnysky
4 stycznia 2017, 22:10U mnie jest dokładnie to samo, mój brat jest an masie i cieszy się jak dziecko z każdego dodatkowego kilograma, a ja mogę nie jeść cały dzień a rano i tak przytyję. To są cuda haha