Tak zdecydowanie jakoś owoce to nie do końca moja bajka. Jak mam obrane i położne przed sobą to zjem, ale jak nie są obrane i leżą i nawet starają się do mnie uśmiechać to już musi być prawie cud, żebym je zjadła, albo musi mi się naprawdę zachcieć je zjeść - wyjątek truskawki, maliny i borówki amerykańskie, w sezonie w każdej ilości, poza sezonem ble. Wiem, że też są bardzo ważne, ale jak się decyduje na zakup owoców to kupuję zwykle banany, jabłka, pomarańcze i mandarynki i jakoś z nimi sobie poradzę, a najzwyczajniej w świecie ograniczam się do jabłek.
Marchew i ogórek - o matulu! mogłabym jeść na tony, a jeszcze z pomidorkami koktajlowymi to już w ogóle. Ogólnie staram się mieć zróżnicowaną dietę, jeść różne warzywa, a czasami zjeść jakiś owoc, jeść różne mięsa, jem dużo ryb (niestety głównie z puszki, ale czasami nawet codziennie).
A dzisiaj plan na placki warzywne z cebulą oraz warzywami z puszką (kukurydzą, fasolą czerwoną i groszkiem) - no i pieczone w piekarniku. Mam nadzieję, że dzidzia mi pozwoli to zrobić ;)