Hej Vitalijki
Miałam pisać regularnie, ale jakoś mi to ostatnimi czasy nie wychodzi. Do obiadu zazwyczaj jestem zajęta i nie mam czasu na wpis, a wieczorem zwyczajnie mi się nie chce, bo jestem padnięta. Pozytywna energia gdzieś się zapodziała, czuję ciągłe zmęczenie, a co do czego to i tak w nocy nie mogę spać. Treningi w domu ograniczyłam do minimum, nie chcę się zmuszać, najwyraźniej mój organizm się zbuntował i muszę nieco zwolnić. Tylko ciężko tak się przestawić z dnia na dzień, brakuje mi tego pozytywnego kopa, no ale cóż. Z dietą bywa różnie, ale staram się pilnować. Ostatnie dwa tygodnie pofolgowałam sobie bardziej z jedzeniem, co w połączeniu z mniejszą aktywnością przełożyło się na 2 kg na plusie Także muszę się ogarnąć, bo jak będę w takim tempie tyć to czarno to widzę
Od paru dni mam w domu rower stacjonarny i postanowiłam regularnie z niego korzystać. Wczoraj na rozruch pojeździłam 20 min., a dziś z rana wpadło pół godzinki jazdy
***
Pisałam wcześniej, że wyniki mi trochę posypały. Byłam w tym tygodniu u lekarza, muszę łykać żelazo, poprawię trochę dietę i mam nadzieję, że szybko odczuję zmianę Waga z pomiaru u gin. 56,9 kg (zaczynałam z wagą 50 kg) No mówię Wam, te 2 kg po prostu wleciały niespostrzeżenie, ale tak to jest jak się żre, a nie je Postaram się bardziej pilnować z jedzeniem, wrócę do większej aktywności i mam nadzieję, że wszystko się ustabilizuje
***
Menu z ostatnich dni mam niekompletne i nie pamiętam dokładnie, co szamałam, więc wrzucę jedynie dzień wczorajszy.
Wczorajsze menu (31.01.2018):
- placki owsiane (2 jaja, 4 łyżki płatków owsianych, żurawina suszona, pestki dyni, wiórki kokosowe) polane melasą karobową + pół banana polanego melasą karobową
- gruszka
- zupa koperkowa
- ciasto z wiórkami kokosowymi, ciastko z masła orzechowego (FIT słodycze u koleżanki na kawce)
- pół ugotowanego brokuła, 2 kromki chleba pszennego z serkiem twarogowym, polędwicą z piersi kurczaka i ogórkiem kiszonym
- 2 wafle ryżowe
Wczorajsza aktywność (31.01.2018):
- marsz 7,52 km (4,92 km / 53 min. i 2,60 km / 44 min.)
- rower stacjonarny 20 min. (śr. tempo 20 km/h)
Wczoraj zrobiłam 17105 kroków, co wg apki daje 11,08 km i 560 spalonych kcal.
Na koniec wrzucę krótkie podsumowanie stycznia:
- 193 km marszu,
- 13 treningów na macie,
- 1 trening na rowerze stacjonarnym.
Ogółem 47 aktywnych godzin i 12158 spalonych kcal.
Generalnie mimo słabszej formy nie było tak źle, tyle że sporo z tego wypracowałam w pierwszej połowie stycznie, później było już słabiej.
Co do postanowień styczniowych to poniżej przekopiowałam listę i odniosłam się pokrótce do każdego punktu:
- przemaszerować co najmniej 100 km - zaliczone 193 km,
- robić co najmniej 3 treningi tygodniowo - jedynie w ostatnim tygodniu wpadły 2 treningi, poza tym norma wykonana,
- zrezygnować zupełnie z kupnych słodyczy i chipsów (dopuszczam jedynie gorzką czekoladę) - no niestety, poległam w tej kwestii, było parę dni z kupnymi słodyczami,
- nie obżerać się - tu też nie było kolorowo, zaliczyłam parę ciągów jedzeniowych,
- przeczytać co najmniej dwie książki - dokończyłam "Karuzelę" i przeczytałam "Wirę z Powstania - wspomnienia" - tylko tyle,
-
zadbać o kondycję skóry, włosów i paznokci (codzienne balsamowanie,
kremowanie dłoni i stóp, co najmniej raz w tygodniu maseczka na twarz i
olejowanie włosów, zmiana hybrydy nie rzadziej niż raz na dwa tygodnie) - tu raczej bez większych zastrzeżeń.
Na luty nie mam planów, bo jak widać, realizacja ich u mnie kuleje. W miarę sił i możliwości postaram się być aktywna i będę pilnować się z jedzeniem. Jako że w sobotę zaczynam 7 miesiąc to powoli zacznę komplementować wyprawkę dla Maluszka.
***
Trzymajcie się
***
NEVER_LOSE_HOPE
bourbon-
2 lutego 2018, 08:37Na ból pleców mogę z całą odpowiedzialnością polecić jogę - nie wiem co prawda ile z ćwiczeń można wykonywać w ciąży (pewnie są jakieś ograniczenia) ale mnie joga uratowała, po dwóch miesiącach z zaledwie jednym treningiem tego typu w tygodniu w zasadzie zapomniałam co to ból - a było już tak źle, ze czasem musiałam wstawać "na trzy razy" z pozycji leżącej. Zawsze można spróbować, z pewnością nie zaszkodzi ;)
Never_Lose_Hope
2 lutego 2018, 09:19Tyle się słyszy o dobrodziejstwach jogi, ale nigdy nie próbowałam. Chyba pora to zmienić :) dziękuję za podpowiedź i pozdrawiam :)
Barbie_girl
1 lutego 2018, 21:59Peikne aktywnosc w styczniu :):) wow 7 miesiecy a Ty nadal taka niska waga :) pociesze Cie ze ja bez ciazy waze 20kg wieej niz Ty ehhehehe :) jestes super i super Ci idzie :) buziaki
WielkaPanda
1 lutego 2018, 22:07A płeć dziecka znasz? Strasznie jestem ciekawa. A imię już wybrane? Jejj to coraz bliżej;) Ja wyczekiwalam 7-go miesiąca bo to już realne szanse na to że dzieciaczek przeżyje w razie czego... Tfu! Ja taka katastrofistka byłam...
Never_Lose_Hope
1 lutego 2018, 23:43Dziękuję :* startowałam z niskiej wagi to i teraz nie jest jakaś masakrycznie wysoka. Tyle że ja mam niecałe 160 cm wzrostu, więc nie masz się co do mnie porównywać ;) trochę musiałam przystopować, bo organizm zaczął się buntować, ale masz rację, nie jest źle :) buziaki
Never_Lose_Hope
1 lutego 2018, 23:50Co do Maluszka to ma być chłopiec, ale imienia jeszcze nie wybraliśmy. Mamy parę typów, ale ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła. Oj tak, już coraz bliżej, przyznam, że trochę mnie to przeraża, ale generalnie staram się nie nakręcać i być dobrej myśli :)
margarettttttttt
1 lutego 2018, 21:23witamy w lutym :) mam nadzieję maj dir, że bedzie coraz lepiej, zima powoli odchodzi w zapomnienie, idzie wiosna, słoneczko, inna temperatura... więc? poprawiamy koronę i zasuwamy dalej! <3 powodzenia! <3
Never_Lose_Hope
1 lutego 2018, 23:36Traktuję to jako chwilową niedyspozycję, zresztą nic na siłę, czasami trzeba trochę odpuścić. Co nie oznacza oczywiście, że mam zamiar siedzieć na tyłku :P Co to to nie, będę działać w miarę sił i możliwości :) Pozdrawiam :)
aniapa78
1 lutego 2018, 19:17Styczeń bardzo dobry. Tyle km wymaszerować- super! 6 kg to ja tyłami w pierwszym trymestrze.
Never_Lose_Hope
1 lutego 2018, 20:50Dziękuję, miło to czytać :) moja psina mnie mobilizuje do aktywności na świeżym powietrzu, pogoda czy niepogoda - muszę z nią wyjść :) ale to taka całkiem przyjemna konieczność :) mówisz, że nie jest źle z tymi kg? W sumie cały czas mieszczę się w normach, trzymam się raczej bezpiecznie dolnej granicy. Teraz trochę więcej "przypakowałam", ale po paru dniach obżarstwa to też po części zalegające w jelitach jedzenie ;) myślę, że jak się trochę przypilnuję to przy następnym pomiarze nie będzie tak źle. Pozdrawiam :)