Krótko, bo spieszę się na spotkanie.
Wczoraj dobrze, niewiele ponad 1200kcal, zgodnie z wcześniejszym założeniem nie ćwiczyłam - i słusznie, bo nawet przy chodzeniu odczuwałam dyskomfort, co mi się generalnie nie zdarza. O mało nie otarłam się też o powrót zapalenia gardła (już ciężko mi było przełykać!), więc tym bardziej odpuściłam.
Dziś z gardłem lepiej. Na razie ok. 800 kcal, 400 zostawione na wieczór i tu zaczyna się zabawa... Idę na spotkanie ze znajomymi, będziemy siedzieć dobre 5 godzin przy coli, ciastkach i innych pysznościach... Ostatnio ten sam test oblałam: na początku trzymałam się dzielnie, dosłownie poczęstowałam się jakimś ciasteczkiem, poszłam sobie zrobić herbatę, zamiast pić napoje... Jednak potem poszły w ruch i kaloryczne płyny, i mrożona pizza z ketchupem. Nie zatrzymałam się też na jednym kawałku pizzy, bo taaak mi smakowała... Pamiętam, że w końcu żołądek zaczął się buntować i dawać znać, że się objadł, bo już nie był przyzwyczajony do takich ilości.
No nic, dziś idę lepiej przygotowana! W strategicznym momencie, gdy zgłodnieję, wyciągnę przekąskę dla wszystkich: pokrojonego ananasa i bohatera jednego z pierwszych wpisów: rambutan nadziewany ananasem! Zamierzam podjeść tego troszkę, co by mi się odechciało słodkiego. Na razie wypiłam też sok z tej rambutanowej puszki i prawdę mówiąc już bardziej mam ochotę na gorzką herbatę niż czekoladę...
Cóż, zobaczymy. Idę do boju! TRZYMAJCIE KCIUKI!
Ankrzys
21 października 2013, 18:03Trzymam kciuki. Dobre posunięcie z zabraniem na spotkanie swoich, zdrowszych przekąsek. Spotkania towarzyskie to ciężka próba dla naszych dietetycznych postanowień
Landryna321
21 października 2013, 16:16Trzymamy ;D