Skoro ustanowiłam sobie 30 maja jako kolejny, pomniejszy deadline, to zaczynam do niego odliczanie - takie poczucie upływającego szybko czasu może dać mi nowego kopa w tyłek. Co prawda zważę się dopiero dwa dni później, ale to tylko kolejna motywacja, by samego 30-tego nie zajeść stresu.
Przedwczoraj ćwiczyłam godzinkę z Jilian "Banish Fat Boost Metabolism Complete Workout" (naprawdę bardzo polecam - dodaje energii! ^^) i ramiona z MelB. Był drobny grzeszek kaloryczny, ale trudno się mówi. Wieczorem wyskoczyłam na koncert Raz Dwa Trzy i bite 2h stałam, kiwając się - to też się liczy, nie?
Wczoraj po tym wszystkim bolały mnie łydki, więc im odpuściłam. Miała być MelB abs, ręce, plecy i pośladki. Nie dałam rady dokończyć tylko abs, bo zrobiło mi się niedobrze... Wydaje mi się, że to kwestia mojego błędnika - czasem źle znoszę nisko ułożoną głowę, to plus wysiłek może tak wychodzić... Następnym razem ćwiczę abs na łóżku z poduszką pod głową, trudno że będę lekko wyżej na start.
Dziś dopadła mnie od rana migrena, więc ćwiczenia chyba sobie daruję (zresztą łydki wciąż bolą mnie za bardzo, a ramiona też buntują się po wczorajszej dawce).
Od wczoraj wcinam owsiankę na śniadanie - o dziwo się najadam, a myślałam, że taką ilością się nie da (wczoraj dorzuciłam sobie do tego jeszcze owoce z kompotu: jabłko i rabarbar - właśnie z myślą o najedzeniu się). Jedna z dziewczyn pisała, że waga jej ruszyła przy takim regularnym śniadanku - nie zaszkodzi spróbować, szczególnie, że mi smakuje.
Wiedziałyście, że MelB też w swoim czasie musiała zrzucić kilkanaście kilo? (po trzeciej ciąży, ale i tak!)
Karampuk
18 maja 2014, 07:53brawo!