Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Minimalistyczny maj 3,4/31


Dzień 3

Od rana do nocy w pracy, a zapowiadało się tak pięknie. Deszczowa pogoda, wiatr, zimno... To oznacza brak ruchu w restauracji! Już w południe miałam nadzieję, że wcześniej się ulotnie, lecz jeden z kucharzy się rozchorował (akurat!) i z wolnego nici. Ok 14.00 poszlam na przerwę, po 2 minutach już mnie wołali, że mam wrócić. Rezerwacja na 35 osób którą mieliśmy na 16.00 postanowiła pojawić się 1,5h wcześniej :<! Po godzinie weszła do nas ekipa filmowa i jakąś gwiazdą o której istnieniu nie miałam pojęcia, poprzestawiali nam stoły, zdemolowali salę i zachowywali się jakby byli u siebie.

Przygotowuję jedzenie, a co chwilę ktoś mi przyłazi na kuchnie: 

Poproszę cappucino. Wodę... Lód... Jednak Latte nie cappucino...

Gdzie jest kontakt? Czy mogę prosić przedłużacz? Potrzebujemy szatni. Papieru, Czy można restaurację zamknąć całkiem? Poziom mojego wkur!@#$% osiągnął szczyt! 

Nie nie można nic prosić, nie można tu wchodzić, napoje zamawia sie na barze lub u kelnera, szatnia jest dla pracowników i prosze wyjść z kuchni. Dlaczego menager się na to zgodził? Na kuchni mogą przebywać tylko osoby upoważnione, w pełnym stroju kucharza: spodnie, koszulka,  fartuch i CZAPKA! Nie można nic wnosić, nie można mieć biżuteri nawet, Ci mi łażą, dupe zawracają i o papier pytają :<:<:< Mnie... po 10h pracy bez przerwy na pełnych obrotach.,,


Dzień 4

W związku z tym, że wczoraj (choć wielokrotnie miałam ochotę) nie rzuciłam czapką informując , że wychodzę i nie wracam,  Menager dał mi dziś wolne! Przynajmniej teoretycznie, bo już o 12.00 dzwonił, że jednak mam przyjść wieczorem bo mamy  booking na 40 osób. Przynajmniej chociaz raz się wyspałam :D


......::: Ślubnie :::.....

Zmieniliśmy salę. Będziemy robić imprezę po drugiej stronie jeziora, po dluższym zastanownieniu się jednak wolimy obiekt zamknięty niż przy samej plaży gdzie roi się od turystów. Mamy datę! 08.08.2020 i rezerwację! Nasz DJ którego chcieliśmy zamówić bierze 6.000zł ! Także szukamy dalej... W szoku jestem, że za 2 dni pracy tak się cenią. Ukochany chce z kościoła na salę jechać dorożką ślubną. Ja jestem sceptycznie nastawiona ze względu na konie, choć przekonuje mnie, że to tylko kilometr z ogonkiem i nie pomęczą się za bardzo. Zaliczyłam też pierwsze spięcie z mamą co do listy gości : "Jak to nie zaprosisz wujka Zdzisia, Ciotki Gieni i kogośtamjeszcze"; "Ty u nich byłaś, tak wypada, to chrzesty..." Ano nie zaproszę, chcę spędzić ten dzień w gronie najbliższych z którymi mam kontakt, nie widzę sensu zapraszać osób które ostatni raz widziałam 10 lat temu lub 16 lat temu byłam u nich na weselu jako nastolatka.