Dziś odbiło mi i to na całego. Wystartowałam w biegu narciarskim na Górze Dylewskiej. Ja dziewczyna z nizin, gdzie górkę, aby znaleźć trzeba się dobrze nałazić. Ja z lękiem wysokości, gdy włażąc na krzesło zastanawiam się, czemu tak wysoko mnie zaniosło. Ja człowiek z zaawansowanym stanem zwyrodnieniowym kolana. A jak by tego było mało to narty biegowe mam drugi sezon, a na zjazdowych nigdy nie jeździłam. Ciekawe czy taki stopień zidiocenia da się jeszcze leczyć.
Najpierw po przyjechaniu na miejsc obeszłyśmy trasę, już wtedy mnie coś tchnęło. Jakie tam górki to góry ogromne a do tego śnieg zlodowaciały całkowicie. I nie da się torów wyrobić, a i jeszcze do tego prawie cały czas zjazdy. Próbowali mi coś tłumaczyć o jakimś pługu i innych technikach. Ale to jak opowiadać jaskiniowcowi o komputerze. Organizator na moje pytanie, czy będę mogła zdjąć narty i przeleźć te wszystkie trudne momenty czyli 6/7 trasy zaśmiał się tylko, ale zgodę wyraził.
Najpierw wystartowali faceci. Później płeć piękna, czyli ja. Na start się nie pchałam, bo wiedziałam, ze ostry podjazd po górkę od razu mnie zepchnie na z góry upatrzoną pozycję, czyli miejsce ostatnie. Podczołgałam się w końcu pod ten „skromny podjażdzik” kiedy mijali mnie pierwszy mężczyźni. A co tam im się spieszy mnie nie. Acha żeby nie było tak różowo to obok biegł mój „mentor” Chociaż bieg to słowo bardzo na wyrost i krzyczał bliżej stawiaj kije, narty równolegle, równolegle czy wiesz co to znaczy? I temu podobne okrzyki wznosił na moją cześć. Kawałek płaskiego, czyli teren mój ulubiony. Na całych 20 metrach mogłam pokazać klasę. Później zjazd. Nie wiem jak wylądowałam na dole., bo oczy zacisnęłam mocno. Upadłam oczywiście. Ale na szczęście grube watowane spodnie (przewidujący ze mnie ludzik no nie?) zamortyzowały upadek. Dalszą część trasy słabo pamiętam. Składała się ona głównie z tego, że było albo pod górkę, kiedy narty zdecydowanie leciały w dół, a ja w raz z nim, albo z górki kiedy narty jechały w tym kierunku co ja chciałam, ale nie z taką prędkością jak ja chciałam. A do tego miały jakąś przedziwną właściwość rozjeżdżania się. Może powinnam postarać się o jakiś lepszy model...
W końcu opatentowałam metodę zjazdu. Żadne tam ugięte kolana i otwarte oczy. Normalnie siada się, może być ewentualnie upada tylną, jakże szlachetną częścią ciała na narty i się zjeżdża. Żeby było szybciej można sobie pomagać kijkami. Patent zastosowały jeszcze ze dwie osoby.
Acha żeby było śmiesznie na mecie byłam 7 na 12 startujących. Cuda się jednak zdarzają.
Dobra lecę poleczyć moją szlachetną tylną część ciała, która jednak troszeczkę ucierpiała na tych górkach. A może ktoś ma jakieś dobre sposoby na siniaki. Wdzięczna będę.
Na razie jeszcze nie mogę sie wyrobić. Ale sami przyznajcie, ze szkoda takiego tekściku. Bawcie się dobrze w ostatki
MojeMarzenie
9 marca 2007, 21:40Cio tam u Ciebie?? Tak lubię czytać Twoje grafomańskie wynalazki, a Ciebie brak... Buziaki
ihtak
7 marca 2007, 13:55pojawiam sie i znikam,i znikam...Co u Ciebie,Siostrzyczko? Dlugo musze jeszcze za Toba tesknic?
miszutka
4 marca 2007, 18:53Co u Ciebie??????
miszutka
26 lutego 2007, 22:13w poniedziałkowy wieczorek. Wracam do dietki.
miszutka
24 lutego 2007, 17:32Fajnie spędziłaś dzień i zabawnie. Ja marze żeby nauczyć się jeździć na nartach, tylko narazie nie mam z kim robic wypadów. Pozdrawiam
kaspio
23 lutego 2007, 13:17przesylam buziaczki i zycze milego weekendu:)) <img src="https://app.vitalia.pl/img220/2306/kapusta1tq1.jpg" border="0" alt="Image Hosted by ImageShack.us" />
ihtak
21 lutego 2007, 11:00Gratuluje zaszczytnego siodmego i nieslychanej odwagi:) Jestes Wielka,Siostrzyczko - a ja dumna z Ciebie:) Mam nadzieje,ze teraz bede Cie tu czesciej czytac.Buziak!
kaspio
20 lutego 2007, 13:17witaj. ciesze sie ze napisalas po dlugiej nieobecnosci. gratuluje tak pieknego wyniku w tym maratonie-to sie dzialo, przepieknie. ale warto bylo a dupka troche poleczy sie i bedzie super, najwazniejsze ze twoja noga zniosla to dzielnie, bo nic nie pisalas ze strasznie bolala. mam nadzieje ze tak bylo. przesylam buziaczki:))
Marciczka18
19 lutego 2007, 20:08Heh, na pewno sie uda! Trzymam kciuki i pozdrowionka! Buziaczki:D
c4linka
19 lutego 2007, 10:19Ale swietne sprawozdanie:D Buziaki i pozdrowienia dla Twojego obolalego tyleczka:D (a narty pewnie zepsute byly..:)
dziewcinka
18 lutego 2007, 23:29Witaj!!! Pamietasz mnie jeszcze?? Z tego co Ty tu piszesz to jestes odwazna osobka =) i jak szybko sie uczysz =) Lecz, lecz zadeczek, sposobu na since niestety nie mam... Pozdrawiam "dawna" znajoma...
SugarQueen
18 lutego 2007, 17:50fajnie, że wróciłać!! śmieszna i budująca historia!! całusy serdeczne!!!
Machala
17 lutego 2007, 21:36zagadałaś mnie (zapisałaś), ale powiedz, gdzie się podziewałaś! Już się bałam, że cię coś zezarło!!
aniulciab
17 lutego 2007, 18:46zuch Dziewczynka :) pozdrawiam :)
Sylwial20
17 lutego 2007, 17:26sama sie zastanawiam, czasami maze by zostac amazonka do konca zycia i nie zawracac sobie nimi glowy ;) Podziwiam za silna wole!!! No i gratuluje pozycji :)
MojeMarzenie
17 lutego 2007, 17:09No pięknie!! 7 miejsce... sportowiec na całego (narty, pływanie) Nie masz czasu na nudę!! Pozdrawiam
BeataJulia
17 lutego 2007, 17:03to znowu dałaś czadu :-))) A na siniaki najlepszym lekarstwem jest czas :-/ Pupę dobrze jest masować, nie mam pojęcia czy będzie mniej bolało, ale z pewnością jej nie zaszkodzi :-))) Pozdrawiam serdecznie szalona kobieto.
Sylwial20
17 lutego 2007, 16:56ojej... :) ja mam nieco inne wspomnienia, jak chcesz to poczytaj :)) Buziaki
Olivkaa
17 lutego 2007, 16:54SUPER OPWIADASZ AŻ MNIE WCIĄGŁO :))) MASZ JAKIS DAR CHYBA , POWINNAS PISAC OPOWIADANIA :))) POZDRAWIAM I GRATULUJE 7 MIEJSCA
mariolakj
17 lutego 2007, 16:47nieżle. Uwielbiam narty. Jeżdże, ale na zjazdowych. Na kolano uważaj, może boleć. Pozdarawiam!!!!!!!!