Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Miliony lat temu....


Żyła sobie pewna maruda. Narzekała, że na nic nie ma czasu. Teraz to dopiero mogę sobie narzekać. Straszliwie wręcz. Zachciało mi się pracy w nienormowanym czasie. No to mam. Przez przypadek znalazłam stare wpisy, pomyślałam jak mi kiedyś tu dobrze było i postanowiłam wrócić. A co!

Na wagę odwagi nie mam jakoś wejść. Stoi sobie gdzieś cichutko w kąciku i czeka na dużo lepsze czasy. Bidulka taka jedna. Nawet czasem to mi jej szkoda. Może w ramach tego współczucia jutro wejdę sobie na nią i zobaczę jakieś cyferki. Chociaż zawsze mogę wejść bez okularów i wtedy cyferki sobie będą i ja będę sobie.

Czytałam ostatnio sporo o anoreksji. Co bycia motylkiem mnie nie ciągnie. Ale ciągnie mnie do czegoś innego. Do wypracowania doskonałości. Zauważyliście, że większość kobiet ma takie dziwaczne pragnienia bycia najlepszą, perfekcyjną. Tylko, że brakuje nam kogoś, kto by chciał nas przypilnować. Takiego własnego poganiacza niewolników, który by z batem stał i w razie czego na ścieżkę prawdy i porządku przywołał. O ile wtedy życie byłoby łatwiejsze, a planowanie celów i ich osiąganie duże bardziej realne.

No dobrze. Na dziś dość gdybania. Poprzeglądam sobie wpisy z lat minionych. Dam ogłoszenie, że szukam jakiegoś poganiacza i zacznę realizować. Te 55 kg ciągle brzmi pięknie ;)