Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Misja do spełnienia!

Witajcie Kochani!

Jak już wspomniałam w krótkim opisie o sobie, przychodzę tutaj ze swoistą misją. I nie. Nie jestem żadnym prorokiem, lekarzem, magikiem i cudotwórcą. Jestem zwykłą dziewczyną, borykającą się z problemami, z którymi ma styczność wieeeele innych osób. Uznałam, że o pewnych sprawach należy mówić głośno (ew. pisać ;D). Z własnego doświadczenia wiem, że trudno jest opowiadać o pewnych kwestiach oko w oko. Przynajmniej dla mnie nie jest to komfortowe. Dlatego internet przychodzi z pomocą. Myślę, że warto spróbować. Na pewno nic nie stracę, a może i wiele zyskam. Kto wie..?

Jeszcze nie wiem, w jakim dokładnie kierunku to wszystko pójdzie, ale daję temu totalną swobodę. Przekonamy się. A teraz moja historia w skrócie:

Z tego, co pamiętam, byłam niesamowicie wesołym i towarzyskim dzieciaczkiem. Skąd więc tego typu problemy, skoro wszyscy specjaliści dokoła trąbią, że rozwiązaniem jest ten wczesny okres naszego życia? Otóż w moim przypadku był to brak rodziców i relacja z ojcem. (Nie chcę się zagłębiać w szczegóły. Jeśli ktoś z was chciałby wiedzieć więcej, proszę o wiadomość prywatną) Nigdy nie negowałam ich miłości; wiem, że mnie bardzo kochają. Ale coś nie do końca poszło w odpowiednim kierunku. Coś nie zadziałało jak należy. W każdym razie problemy zaczęły się w okresie gimnazjum. Dzieciaki w tym wieku bywają okrutne, nie muszę z pewnością tego wyjaśniać. A jeśli jest się bardzo wrażliwym, wszelkie niewybredne uwagi chłonie się jak gąbka i przeżywa przez tygodnie... jest kiepsko, jednym słowem. Wtedy zaczęła rozwijać się moja depresja i stany lękowe, które drastycznie pogłębiły się w liceum. Bardzo drastycznie. Z jednej strony ten czas wspominam źle. Z drugiej jednak wyciągnęłam wiele lekcji i wniosków. Także Kochani, pamiętajcie- nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Po liceum, z powodu złego stanu mentalnego, zrobiłam sobie rok przerwy od nauki. To był mój czas na pozbieranie sił i siebie do kupy. Podjęcie na spokojnie pewnych decyzji. Od gimnazjum do dnia obecnego miałam styczność z wieloma psychologami, terapeutami, psychiatrą i dietetykiem. Jeśli mam być szczera, tylko wizyty u pani dietetyk wiele mnie nauczyły. I dały więcej, nić wielomiesięczne psychoterapie. Wszystko zależy od specjalisty. Od jego podejścia, "chemii". I tym sposobem znalazłam się tu, gdzie jestem obecnie. Z podjętych kroków cieszę się niesamowicie i wierzę, że wszystko się ułoży. Żeby nie było- nie czekam z założonymi rękoma. A-A! To najgorsze, co można zrobić. Praca nad sobą to podstawa.

Kurczaczki.. mam nadzieję, że ta wypowiedź nie jest zbyt chaotyczna. Ciężko streszczać połowę życia w jak najmniejszej ilości wierszy! Chciałam wspomnieć coś więcej odnośnie moich zaburzeń odżywiania. Ale chyba zrobię to w kolejnym wpisie, co by jakoś to wszystko w miarę usystematyzować.

Jeśli jesteście czegoś ciekawi, macie pytania, piszcie śmiało w komentarzach. Jestem otwarta na dialog :)

Pozdrawiam cieplutko spod kołderki! Godzina iście nieprzyzwoita. Pora spać.