Tydzień 3, rano się ważyłam.
A jaki stres, ludzie... Bo jadłam lody nad morzem o 21:00, mimo, że prawie cały środek mamie oddałam, a ja wafelek zjadłam jej i mój. Jadłam ostatnio jakieś ala pączki z inter marche, jeden dziennie, po jednym tym pasku kinder czekolady dziennie... Mój rozwód jednak nie nastał ;(
Myślałam sobie - no to teraz, będzie przechlapane.. A co to? @ ? No to brawo, załamie się na maxa...
Wchodzę, do łazienki, z niechęcią wyciągam wagę, kładę na ziemie,czekam... czekam aż się włączy. Działa. Wytarowała się. Wchodzę, nie patrze na cyferki. Pamiętając, by odjąć od wagi 1,2 kg, bo przecież źle chodzi...
96,4 kg.
Podskoczyłam. To nie możliwe! Czy ja doprowadziłam do tego, ze jedząc cukru nie produkuję insuliny? Spadło mi 0,8 kg. Szok, szok, szok.
Jeszcze mój ukochany najlepszy przyjaciel mi pogratulował, bo jako jeden z nielicznych znajomych o tym wie ;)
Życie jest jednak piękne :)
unoiluso
31 sierpnia 2012, 19:54Ja też przed @ mam zachcianki :P Ładnie spadło, gratulacje! :D
HeartShapedGlasses
31 sierpnia 2012, 14:34Gratuluję spadku! Tak może być, metabolizm ma niekiedy dziwne "humory", ze to tak nazwę. Jak będziesz się miała spotkać ze swoim przyjacielem to zaraz nam pisz ;-D.