Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
No to start!!!


Od dziś dieta Vitali.Zastanawiałam się i zastanawiałam i doszłam do wniosku,że jak nie spróbuję to się będę dalej zastanawiać.Mam tylko nadzieję,że z moim słomianym zapałem nie będą to pieniądze wyrzucone w błoto.Wczoraj dostałam jadłospis i troszkę byłam rozczarowana,bo np.z kąd ja mam wytrzasnąć w październiku POZIOMKI???Istnieje wiele mrożonek owoców,ale poziomki nigdy mi się nie rzuciły w oczy,w puszcze też nie,a mieszkam w dużym mieście.Na szczęście istnieje wymiana potraw i tym sposobem wymieniłam wszystko co było na dziś i jestem zadowolona.Druga rzecz,która mi się nie podoba to kupowanie pewnych rzeczy i właściwie ich nie wykorzystanie,bo np.po cholerkę mi 2 paczki różnych maseł z czego jednego mam użyć 1 łyżeczkę,a drugiego 2 i pół dla mnie to jakieś nieporozumienie,albo kupić puszkę ananasa i wykorzystać 1 plasterek???Nie lubię marnować jedzenia tak więc będzie potrzebna jeszcze modyfikacja posiłków - na chwilę obecną tyle o diecie i TRZYMAJCIE KCIUKI,żeby mój zapał szybko nie wygasł.

A teraz z innej beczki,będzie troszkę o moim załamaniu psychicznym.Muszę ot tak wyrzucić to z siebie dla poprawy nastroju.W sobotę miałam ogromny kryzys-efekt tego był taki,że wyrzuciłam męża z córką z domu na spacer,na szczęście mąż miał dość mojego humoru i zabrał małą do swojej siostry,a ja miałam ponad 3 godziny dla siebie.Pierwsza myśl to spanie,ale nie udało mi się zasnąć,zbyt wiele myśli kłębiło się w mojej głowie.Mam dość swojego męża,zamiast mi pomagać to wręcz mnie dobija.Na początku naszej znajomości imponował mi swoją zaradnością.W wieku 20 lat zmarła mu mama,został w domu sam z ojcem i nagle dwaj faceci musieli nauczyć się gotować,sprzątać i dbać o siebie.Mąż poszedł do pracy,skończył studia i z pewnością nie było mu łatwo.Zawsze byłam pod wrażeniem porządku jaki w tym domu panował,nigdy nie zastałam bałaganu,wręcz pedantyczny porządek.Po ślubie byłam zadowolona,że nigdy nie muszę sprzątać po mężu,aż tu nagle urodziła się córka i z miesiąca na miesiąc jest coraz gorzej.Mąż pracuje od 8 do 17,18 lub 19 i gwarantuję,że nie ma ciężkiej pracy jedynie czasochłonną.Przy dziecku od urodzenia chodziłam tylko ja.To ja karmiłam,kąpałam,przewijałam i wstawałam w nocy i tak jest do dziś.On nie poczuwa się do żadnego obowiązku zajmowania się córką,nawet nie potrafi się z nią pobawić,a jak go wysyłam na spacer to owszem może iść ale pod warunkiem,że pójdziemy wszyscy.Na domiar złego coraz częściej zaczynam po nim sprzątać,a umowa była taka,że każdy sprząta po sobie.Coraz częściej zaczynam sprzątać skarpetki i ubrania,a wcześniej nigdy nie musiałam tego robić.W sobotę powiedziałam DOŚĆ!!!Wygarnęłam mu wszystkie żale i sio z domu.Teraz stosuję metodę szantażu np.wczoraj miał umyć naczynia,powtarzałam tysiąc razy,aż w końcu powiedziałam,że jeśli ich nie umyje to dziś nie będzie obiadu i co on na to???Nie umył,a dziś rano tak jak gdyby nigdy nic zapytał się czy będzie obiad,bo on nie wie czy kupić SOBIE pizzę - OCZYWIŚCIE ŻE NIE BĘDZIE!!! tylko co to da???Nie wiem już co mam robić,rozmowa SPOKOJNA ROZMOWA przyniosła efekt krótkotrwały i dalej pan mąż sobie wszystko olewa.A ja po całym dniu z córką wysiadam,mimo tego iż mam bardzo grzeczne dzieciątko (no z wyjątkami) i chciałabym odpocząć.
Tak na wesoło: dziś spakowałam mu do pracy jego brudne skarpetki,które leżały na środku pokoju,ale niestety zauważył i zaczął coś tam krzyczeć,więc mu oświadczyłam:skoro nie znasz ich miejsca,to tym bardziej ja nie znam,bo nie moje - następnym razem znajdą się w koszu....ale na śmieci!!!