Miłość tak odchudza...
Z jednej strony to dobrze, że nie spędzam z nim każdej wolnej chwili - przestałabym zupełnie jeść. Z drugiej strony.. och...
Mówi się, że kwiat otwierając się nie czyni przy tym hałasu.
Ale jak można ukryć, że się jest szczęśliwym?
Wczoraj wieczorem na uczelni chłopcy pytali czy czegoś nie paliłam, czy nie brałam. Jeden się nabijał, a drugi pytał całkiem serio. Nie powiedziałam im, bo dopytaliby o szczegóły. A dopóki sytuacja nie przestanie być skomplikowana to wiedzą tylko najbliżsi (rodzice, Haski i J.) i najdalsi (czyt. vitalia xD). Ach, jeszcze terapeutce w piątek opowiem.
Jak widzicie - waga ruszyła z kopyta przez ostatnie dni. Fajnie :D
Czuję, że dzisiaj będę jednym wielkim chodzącym zakwasem. Bo jak rano już jest słabo, to co dopiero później, zwłaszcza że ten wczorajszy Callanetics z większym zaangażowaniem zrobiłam?
Właśnie zdobyłam zdjęcia z Andrzejek. Nie miałam pojęcia jakie ja mam cholernie grube uda!
Zdominowały większość zdjęć :D Totalnie! Jeszcze miałam ciemną bluzkę i kolorowe spodnie to już w ogóle się wybiły.
Ale nie rozpaczam, bo zawsze się bałam, że mam nieproporcjonalnie chude nogi do olbrzymiego brzucha, co czyniłoby mnie zupełnie jabłuszkiem. A tak? Niech se będą takie gigantyczne, póki zachowujemy proporcje, jest pięknie, a przecież wciąż chudnę! :)
ambus
4 grudnia 2013, 12:18A rozkwitaj nam kochana i chudnij z każdym dniem;)