Cóż to był za tydzień. Psychicznie jestem wykończona. Tyle dobrego i tyle niedobrego w jednym tygodniu. Jak dobrze, że to już za mną.
Oczywiście wyzwanie rozpieprzone, co nie znaczy, że odpuszczam.
Szkoda tylko, że to notowanie też mi nie wyszło, bo zdecydowanie jadłam więcej ostatnie kilka dni i chciałam wiedzieć właśnie co i o ile więcej, ale no trudno, serio nie miałam siły. Do tego stopnia, że jak tylko wchodziłam do mieszkania to się kładłam i spałam - nieistotne czy to była 22ga czy 19sta. Padałam jak kawka.
Do Callan wracam dzisiaj, do notowania też. Nowy tydzień, nowe siły - to już podbudowuje psychicznie. A fizycznie damy radę (co prawda w czwartek zmęczenie tak mi się dało we znaki, że wieczorem miałam gorączkę, ale to oczywiście przeszło, wzięłam jakiś Gripex, jest ok, tylko muszę pamiętać, żeby witaminy żreć, bo ciągle zapominam).
Wczoraj było 112.0, dzisiaj już spadło troszkę, na szczęście, bo by mi było przykro. W związku z tym jak nałasuchowałam wczoraj i przedwczoraj to pewnie jeszcze będzie skok w górę jutro lub pojutrze, ale to mniejsza skoro zaczynam ćwiczyć.
W ogóle rozpiszę sobie ten grudniowy cel, będzie ciekawiej:
01.12 -> 112.0
08.12 -> (111.0?)
15.12 -> (110.0?)
22.12 -> (109.0?)
29.12 -> (108.0?)
Nie mogę uwierzyć w to, że już pełne 16kg za mną. Jakoś tego nie czuję. To pewnie to tempo. No i pewnie też to, że aż tyle przede mną.
gretka2013
7 grudnia 2013, 10:25To powodzenia w dążeniu do celu !