Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
107 - 108.6 Autoagresji mówimy: NIE!


Maskaryczny tydzień.
Na szczęście znalazłam sposób, żeby go skończyć wcześniej.

Studia zawaliłam. Będę się starać o dziekankę losową, wydaje się dość adekwatna w obecnej sytuacji, ale nie wiem co z tego wyjdzie. Jutro się przejdę do dziekana obczaić.

Dieta? A co to?
Ćwiczenia? Pierwsze słyszę.
Waga? To jest takie słowo?

Cóż, moje życie obraca się teraz wokół innych spraw. Zamknę temat studiów, będzie czas na myślenie o wadze. Nie wzrasta jakoś kolosalnie, mniej więcej trzyma się na co dzień między 108.5-109.1, w miarę stabilnie. W tym trudnym czasie miałam jeden kryzys jedzeniowy, z którego szybko się zebrałam i na co dzień dalej jem jak człowiek - wygląda na to, że na dzień dzisiejszy kompulsywne odżywianie uciekło w siną dal. Niestety wiem, że takie rzeczy mają tendencje do niespodziewanych powrotów, więc już zawsze będę musiała uważać.

Tylko ta pizza mi ciągle siedzi pod czachą. Chyba to będzie trzeba rozwiązać robiąc jakąś zdrową, domową wersję, bo inaczej nie przejdzie :P Zobaczymy.

Plany mam. Na jutro. Na pojutrze. I po pojutrze.
A co z resztą życia?

Ale ja nie o tym chciałam pisać w ogóle. Nie chciało mi się pisać notki, więc łaziłam po pamiętnikach i straciłam cierpliwość. Ludzie tracą masę kilogramów, a potem po takiej utracie płaczą, bo jest dwa więcej. Albo ludzie nie tracą kilogramów, w zamian za to stosują autoagresję, która przechodzi tutaj cichaczem, a czasem wręcz jest doceniana. Bo jak ważysz więcej niż 100kg to jak możesz mówić o swoim ciele inaczej niż "sadło", "gruba dupa", "obrzydlistwo"..?
NIE, DO CHOLERY, NIE!
Piękne ciało bierze się z miłości do niego, a nie nienawiści. Z nienawiści biorą się ciągłe joja, bulimie i anoreksje. O ciało dbam, bo jest tego warte. Bo kocham je, bo jest częścią mnie. A siebie też kocham.
A jak mówię o sobie w taki sposób: bez miłości, bez szacunku, z pogardą - to jak to się może dobrze skończyć? I potem są płacze mimo schudnięcia kilkudziesięciu kilogramów. Że ciągle jest źle.

Mierzi mnie temat.
Zwłaszcza od czasu, kiedy zrozumiałam jak to działa. Autoagresja, poczucie winy, łotewer - sprawia, że "karzesz" siebie za coś niepożądanego. A przez to, że zostałaś już ukarana, niejako "odpokutowałaś" to, za co siebie karałaś. Ergo: autoagresja wcale nie motywuje. Wręcz przeciwnie - hamuje prawdziwe działanie.

I jeszcze raz: piękno nie zależy od kilogramów!
Może powtórzyć?
Piękno NIE zależy od kilogramów!!!!

Czy wszystkie szczupłe dziewczyny jakie widziałaś są piękne?
Czy wszystkie grube dziewczyny jakie widziałaś są brzydkie?
No, jeśli bycie grubym jest synonimem brzydoty to może.

Jasne. Jesteśmy tu po to, żeby schudnąć. Nie ma się co czarować.
Ale, powtarzając, nie nienawiść do naszego ciała, ale miłość i troska o nie powinna być motywacją.

Amen!