Po dzisiejszych ćwiczeniach padam na pysk. znaczy tylko tyle że dzień jako tako zaliczony. Jako tako bo zjadłam kawałeczek serniczka. ale resztę wyrzuciłam. Szkoda, ale innego wyjścia nie było. Szkoda dlatego, że nie lubię wyrzucać jedzenia do kosza, wiedząc że tyle ludzi głoduje. Część zapakowałam wczoraj mężowi, bo wyjeżdżał na kilka dni, reszta wylądowala w śmieciach. Zostały tylko zdrowe i dietetyczne produkty! Jak byłam szczuplejsza to mówiłam, że wcale nie trzeba pozbywać się bomb kalorycznych z domu ( mąz jest szczupły i obojętnie co je nic mu się nie odkłada, więc różne rzeczy w domu zawsze są) trzeba walczyc i trenować swoją wolę. Teraz jednak wolę nie testować siebie w ten sposób bo wiem , że polegnę. I tak oto moja druga połówka skazana zostanie na zdrowe jedzenie, hehe. No może od czasu do czasu dostanie mu się jakieś bardziej tłuste jedzonko w końcu jego odchudzać nie musze. Jetem tak zmęczona, że oczy mi się nad kompem zamykają. Dobranoc wszystkim!
blakin
2 kwietnia 2013, 22:45Zmęczenie, ale błogie, bo poćwiczeniowe! Brawo!