Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
tragedia skóry


Nie mam głowy by żyć odchudzaniem, nie mam głowy by autokibicować swojemu zbijaniu wagi. A sprawy mają się tak, że mam mokre strupy pieczących łydek po wielomiesięcznych głębokonocnych drapaniach po głębokonocne zdrapanie naskórka około tydzień temu. Swędzenie w głębokich snach i na pełnej jawie zaczęło się około trzy kwartały (roku) temu od swędzenia podudzi, potem też ud, następnie też przedramion i ramion, w końcu swędzenie też brzucha i pleców. Przez te trzy kwartały drogą eliminacji poszukiwałem alergenu zawartego w produkcie spożywczym i zaskakująco okazało się żaden produkt spożywczy nie wywołuje mojego uczulenia. I wtedy psycholog ogólny i psychologii klinicznej  p. Jan Arczewski zrobiwszy dłuższy wywiad stwierdził, że przyczyna drapania może tkwić w działaniu któregoś leku lub jest na tle nerwowym, aż po depresję skóry. Natychmiast odstawiłem kawę wpijaną w ilości do czterech kubków dziennie i złagodniały ataki swędzenia, jakie wybudzały mnie około 2:00 w nocy, a nawet co którąś noc w ogóle nie miały, jak tej nocy, miejsca wybudzenia drapaniem przez sen. Jednak trzeba jasno rzec, że kawa tylko zaostrza, ale  nie wywołuje u mnie nerwicy lub depresji skóry. Za  osiem godzin będę wiedział czy pani psychiatra podejmie się leczenia nerwicy lub depresji skóry, czy też skieruje mnie do pani dermatolog.