Wczorajszego dnia to nie będę Wam opisywać zbyt wylewnie. Chodziłam wkurzona i styrana cały dzień. Moja córa drugi tydzień jest bez przyjaciela smoczka i jest ciężko... przestała spać w dzień, a w nocy pada tylko z wycieńczenia. Łóżeczko parzy... przerabiamy też akcje nocnik... to temat rzeka... nie będę Was zanudzać. Reasumując: dzieciaki to czysta karta! WSZYSTKIEGO trzeba je nauczyć! To jest przerażające momentami (tylko mamy wiedzą o czym mówię). Nawet na wpis do pamiętnika nie było sił ani chęci.
Dziś już trochę lepiej. Mała dała pospać do 8:30, ale wstałam z jakimś dziwnym bólem nóg... jakbym całą noc stała albo biegała, Wczoraj też mnie to męczyło... miałam nadzieję, że po nocy minie. No cóż... przeszło koło południa.
Udało mi się dziś zwrócić uwagę na to ile jem i trochę zmniejszyć porcje. Mąż zrobił pyszne nachos, więc miałam trochę pod górkę Ale dumna z niego jestem, wszedł z własnej woli do kuchni... i jeszcze zrobił jakieś jedzonko I najważniejsze: ROZPOCZĘŁAM TRENING BIEGOWY. Brzmi dumnie.... A tak poważnie... znalazłam sobie taki cykl 10-cio tygodniowy pt. jak zacząć biegać... spodobał mi się, więc realizuje Początkowe tygodnie to energiczne spacery, później marszobiegi i w końcu bieg ciągły. Jestem ciekawa co z tego wyjdzie. Nigdy nie lubiłam biegać, a teraz wybrałam właśnie taką formę aktywności... hmmm... chyba się starzeję
A i jeszcze trochę pohaftowałam Wiem... wiem... mało współczesne hobby, ale ostatnio natknęłam się na obraz, który zaczęłam jakieś 2 lata temu.... Obiecałam sobie jakiś czas temu, że pokończę wszystko co zaczęłam, zanim zacznę nowe przedsięwzięcia czy projekty. Mam roboty przynajmniej na rok
asiul123
22 marca 2015, 10:22U mnie na szczęście dosyć łatwo poszło odzwyczajenie od smoka, butelki też się już pozbyliśmy. Z nocnikiem czekam aż zrobi się cieplej. Najgorsze przejścia mamy z samodzielnym jedzeniem, po prostu tragedia....wrzaski krzyki, stres i latające jedzenie. Chwilami jestem tak zmęczona tym że tylko wyjście na siłownie pomaga mi się odprężyć;) Haftowanie świetna sprawa, ja nie dawno kupiłam sobie wielki obraz i czekam niecierpliwie na przesyłkę:D
Paflin
23 marca 2015, 23:12Już dziś było lepiej... Córa pospała w dzień i przyzwoicie zasnęła na noc. Nie mówi już o smoku. Butla to też już stara historia. U nas z jedzeniem nigdy problemu nie było. Czasami tylko zbyt duży apetyt sprawia, że jedzonko trafia np. do nosa :D Młoda łychą macha jak stara... nikt w sumie jej tego nie uczył nawet. Z początku trochę się irytowała, że tyle dobrego jedzonka nie trafia do buzi, więc poprawiła technikę i już całkiem nieźle sobie radzi. Co mogę Tobie doradzić... kup taki śliniak z rękawkami i kieszonką, na kolanka połóż jakiś ręczniki, daj w łapkę porządną łychę, w michę to co lubi najbardziej i obserwuj... tak trochę z dystansu i w ciszy... pochwały ewentualnie wchodzą w grę... niech je rączkami na razie jak mu tak wygodniej... podłogę umyjesz później :) Po kilku zmarnowanych łyżkach pysznego jedzonka powinien się zorientować, że nie warto go marnować. Ja córce włączam czasami bajki przy jedzeniu... zasuwa wtedy jak automacik :D
asiul123
24 marca 2015, 08:05Wiesz u mnie jest z tym naprawde masakra, zazdroszcze Ci ze masz taka zaradna dziewczynke:) robie synkowi to co lubi najbardziej i to co moze jesc rekoma, ale on jest taki ze np zje jednego malutkiego nagetsika z piersi i juz mu sie dalej nie chce jesc. Jakbym ja mu dawala to by zjadl caly obiad, ale samemu mu sie nie chce. Zawsze lubil warzywa, robie mu ich duzo zeby mial kolorowo na talerzu i to samo. Zje odrobine i dalej mu sie nie chce...a jak tylko powiem "Czarus jedz" to zaczyna strasznie plakac. Robilam mu kolorowy makaron, smaczne sosy, mesko, zupy, warzywa. Nie je nic. Nalesnika nie ruszy, plackow tez nie. Najgorsze jest to ze gdybym ja go karmila to by zjadl wszystko bez zajakniecia, ale jak ma jesc sam to nie zje nic.
Edith0309.
21 marca 2015, 23:40Widzę że mamy córeczki w tym samym wieku i zbędne kg , ja właśnie przymierzam się do odzwyczajania od smoka nawet nie chce o tym myśleć :((((
Paflin
23 marca 2015, 23:21U nas pożegnanie to w sumie tak trochę przypadkiem wyszło. Mała się przeziębiła, miała katar i jak dyda do buzi wkładała to oddychać nie mogła. Ja, sprytna mamusia :D powiedziałam jej, że didi robi ałka w nosek i będzie jej lepiej bez niego... po 10 min uwierzyła. Nie chciała go od razu wyrzucić, ale położyła sobie koło poduszeczki i zasnęła bez niego. Jak tylko zasnęła to go schowałam. W nocy się budziła przez kilka dni i jej się przypominało, ale mówiłam, że didi poszedł do swojego domku do swojej mamusi i tatusia :P Ambitne to nie było... ale zadziałało... już nie pyta, a jesteśmy trzeci tydzień bez didiego. Ma jeszcze kłopoty z zasypianiem, bo tylko do tego go potrzebowała w sumie, ale już lepiej... poradzimy sobie. Moja rada: bądź konsekwentna!