Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Pod wiatr...


Długo nie pisałam... ale żyję :) Wyleczyłam przeziębienie. Radość nie trwała długo... Wczoraj trafiłam do szpitala z podejrzeniem ostrego zapalenia wyrostka robaczkowego. Na wyjściu okazało się jednak, że to naciągnięty mięsień w pachwinie :D Trochę skrajne przypadłości, dlatego mnie to bawi. Wolę bolącą pachwinę, niż operacje :) 

Kontuzji nabawiłam się... uwaga... SPRZĄTAJĄC! :D Jestem na prawdę w kiepskiej formie. Pociesza mnie tylko fakt, że to nie były zwykłe porządki. Styrałam się jak koń po westernie :D Robimy dla małej pokoik. Na początku była w tym pokoju nasza sypialnia z wielkim łóżkiem, które w swym wnętrzu skrywało trzydrzwiową szafę. Łóżko wyszło - zawartość została - powstał magazyn :D Żeby można było część rzeczy przenieść trzeba było posprzątać schowek... i to właśnie mnie przerosło... fizycznie :D Ból już mija, ale przez kilka najbliższych dni muszę się oszczędzać. Mój trening biegowy znowu odłożony... na zaś :( 

Zaczynam się zastanawiać, czy to nie ja jakoś przyciągam te sytuacje... podświadomie próbuję się nie odchudzać i znajduję wymówki? Hmm... motywację to ja mam ostatnio raczej średnią :( 

Przy okazji tej całej akcji z pokojem, znalazłam sporo ubrań... za małych a fajnych. To trochę mnie zdołowało... Jeny... nie wiem czy też  tak macie, ale ja często rozmyślam jak to by było być taką fajną, szczupłą, zadowoloną ze swojego ciała kobitką. To głupie... Pewnie myślicie: TO WEŹ PO PROSTU SCHUDNIJ KOBIETO! Czemu to nie jest takie proste? Czemu nie potrafię odmówić sobie słodyczy? Dlaczego zawsze znajduje wymówki? Może ze mnie jest po prostu cienki baton ;( Cóż...niektóre chudną, a inne tylko o tym mówią... 

Wystarczy tego marudzenia... może jutro będzie lepszy dzień.