Wlokę swój tyłek już tą dobrą drogą, moją. Chyba muszę sobie zaprogramować raz na zawsze ten tryb. A przynajmniej na dłuższy okres.W innym wypadku w końcu wrócę do punktu wyjścia.
So far so good, jak mawiają starzy Indianie. Czuję się świetnie, fizycznie i psychicznie. W głowie poczucie spełnionego obowiązku i.. przyjemność, na ciele lżej ( choć w sumie to raczej uczucie o mentalnym zabarwieniu;) - wyobraźnię mam bujną.). Och, i te zakwasy! ;) Świetne.
W środę wyjazd, będę studiować, ha.
Cholera, na katolickiej uczelni.
Nie wierzę w stereotypy. Na razie.
Powinnam..?
09.00- kaszka manna malinowa
13.00- jabłko
14.45- makaron z sosem, sałatka grecka
18.00- sałatka grecka
brzuszki - 160
okrążenia - 45 ( ok. 30 min, trucht)
brzydula90
26 września 2009, 22:50Ajć ale ty malutko jesz... ja przy Tobie to meeeeega łakomczuch ;P Katolicka uczelnia?? hmmm ;) chyba bedziemy w jednym miescie ;P Powodzenia ;)
lenka23de
25 września 2009, 21:06Ależ tu pozytywnie:):) damy rade,trzymam kciuki:) Pozdrawiam