Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Odchudzanie przyjemne i pożyteczne


Gdyby ktoś się zastanawiał - sobota nie jest dobrym dniem na zaczynanie odchudzania. A przynajmniej nie sobota, w której odwiedzamy babcię. Po raz kolejny - spuśćmy na to zasłonę milczenia.

No ale niedziela jest dniem znacznie lepszym.

Wstaję bladym świtem, o dziewiątej. Czuję na sobie gorący i niezbyt świeży oddech. Chłopie zęby byś umył a nie mi tu chuchasz no! Wyciągam rękę chcąc pogładzić po twarzy... Kochany a dlaczego Ty masz taki duży nos? I takie duże uszy?

A fakt. To zmasowany atak 18 kilo beagla. Wszak w odwiedzinach jestem, nie ma co szukać kocura, nie ma co szukać mężczyzny.

Wyczochrawszy przydługie uszy, wygrzebuję się z łóżka. Wychodząc z pokoju uśmiecham się od ucha do ucha. Zapach świeżo mielonej kawy dobiega z kuchni, mieszając się z zapachem smażonej właśnie jajecznicy z pomidorami. Ledwo przekonałam swoje 62 kilo żeby nie pognały do kuchni, choć przyciąganie było zdecydowanie większe niż grawitacyjne, i kieruję swe kroki do łazienki.

Chwilę później rozsiadam się w piżamie na tarasie, z kawą, jajecznicą i kromką żytniego chleba na zakwasie. Ha! Pierwsze postanowienie wykonane perfekcyjnie - myślę, pękając z dumy.

30 min później, już po naprzemiennym prysznicu (czuję się taka odcellulitowana), wzywam koleżankę by korzystając ze złotej polskiej jesieni spalić kilka kalorii. W dizajnerskim stroju sportowym i traperach, z butlą wody niegazowanej w ręku czuję się taka fit. No po prostu patrzcie ludzie jak ja o siebie dbam.

Koleżanka niestety nie zrozumiała, że to niedzielny spacer po zdrowie i figurę. Jeszcze zanim dotarłyśmy do lasu otworzyła paczkę piegowatych ciasteczek. Jestem twarda, odmawiam. Choć boję się co tam może kryć się w odmętach jej czerwonego, niewinnego z wyglądu, plecaczka.

Paplając bez przerwy zastanawiam się dlaczego mielenie ozorem nie może spalać kalorii w zbliżonym stopniu co bieganie. Byłabym naprawdę chuda. Musieliby mnie dopychać czekoladą żebym nie umarła z niedostatku energetycznego. Ale raczej by mnie zakneblowali.

Wracam do domu po dwóch godzinach. Cała w błocie bo przecież panowie crossowcy nie mogli zwolnić mijając ludzi. Darmowe spa, maseczki z błota i runa leśnego, serdecznie dziękuję.

Postanawiam na coś się przydać i spalić kilka kalorii pożytecznie. Koszę podwórko. Zajmuje mi to ponad 1,5 godziny. Niezły fitness. Wykonuję co chwilę głębokie skłony bo jakoś nie mogę opanować kabla. Pcham ciężką kosiarkę przed sobą, pokonując nierówności terenu. Ciągnę ciężką kosiarkę za sobą, idąc tyłem.

Padam zmęczona. Przed komputerem i czekam na pierogi. Z głębokim postanowieniem nie doprowadzenia do wychodzenia ruskich uszami. I rezygnuję z omasty.

Edit: Moje poliki zapłonęły żywą czerwienią. Dziękuję, dziękuję za tak miłe przyjęcie i tak miłe komentarze.

  • Zabus1987

    Zabus1987

    19 października 2014, 20:29

    Hehe a tylko powiedz babci,że się odchudzasz upaść,to dopiero będzie zmasowany atak:-):-):-) Buziaki