Ten tydzień nie minął po mojej myśli. Był ciężki, męczący i zły. Na początku tygodnia naciągnęłam sobie mięsień uda i z planu treningowego zrobiłam bardzo malutko. Z dietą bywało różnie, choć starałam się oscylować w granicach 1500 - 1700 kcal. Prawie cały tydzień waga trzymała się na poziomie 59 kg i dopiero pod koniec tygodnia spadła do 58,5 kg (czyli kolejne -0,5 kg/tydzień).
Obiecane co poniedziałek porównanie wymiarów:
To co najbardziej zauważalne w lustrze to boczki - praktycznie zniknęły i jak widać po wymiarach nadal najszybciej ubywa w okolicy talii u brzucha.
Jeśli chodzi o trening to myślę, że planowanie całego tygodnia póki co się nie sprawdza (wcześniej to była świetna metoda, żeby stać się bardziej systematyczną w treningu, a teraz występuje zbyt wiele czynników, które burzą wszystkie plany). Stałe zostają wyzwania (np. przysiady po 20 dniach przyniosły niezwykły efekt - choć nie przekłada się on na wymiary to pupa wyraźnie się zaokrągliła i uniosła - jestem w szoku, że tak krótki okres czasu pozwala osiągnąć takie efekty!). Trening planuję teraz z rana na podstawie predyspozycji i harmonogramu dnia (dziś na przykład umówiłam się wieczorem z siostrą na aqua aerobik, tj. 45 min, na który dojeżdżam hulajnogą - około 5 km).
Wydaje mi się, że początkowa regularność sprawiła, że komponowanie diety oraz wykonywanie treningu weszły mi niejako w krew, a widoczne efekty sprawiają, że nie tracę motywacji. Oczywiście najchętniej chudłabym jeszcze szybciej, ale w ciągu 24 dni udało mi się schudnąć 2 kg, więc jest dobrze :)
Z racji obowiązków podobnie jak w poprzednim tygodniu nie będę miała czasu na codzienne sprawozdania, ale planuję do nich wrócić od 9 lipca.
Życzę udanego tygodnia nam wszystkim
Muminek9003
2 lipca 2018, 21:50ach zazdroszczę tych znikających boczków :) i gratuluję spadków! :)