Stresuję się... Dziś, już całkiem niedługo, bo za mniej niż godzinę, dostane swoja pierwszą poważną dietę. Od rana tłuką mi się po głowie myśli, czy dam radę.
Optymizm to jedno, ale wytrwałość - to całkiem inna sprawa... Z natury jestem raczej leniem - do wielu rzeczy muszę się zmuszać (potem już jakoś idzie, ale ten pierwszy moment jest najtrudniejszy). Nigdy nie byłam na diecie - na takiej prawdziwej. Od czasu do czasu próbowałam jeść zdrowiej, trochę ćwiczyć, ale nigdy nie starczyło mi motywacji. Ten rok jest trochę inny, pod różnymi względami - ogarniam sprawy osobiste, osiadłam już trochę w nowej pracy (za chwilę miną mi w niej 2 lata), bardzo ją lubię, czeka mnie trochę zmian. Dlatego uznałam, że to dobry czas na zmianę także w wyglądzie i zdrowiu. Zanim wykupiłam dietę na Vitalii, trochę zaczęłam zmieniać swoje nawyki. Ale to jest takie trudne! Uwielbiam słodycze, kocham czekoladę. Jak sobie jej odmówić? Jedyna opcja - nie kupować. W pracy czasem idziemy z koleżankami na pyszną kawę z kiosku Ruchu (mielone ziarna!), próbuję wtedy nie widzieć tych wszystkich batoników. Jem więcej owoców - wiem, to też cukier, ale już wolę taki niż puste kalorie w wafelku. Od kilku dni jakoś udaje mi się oszukać organizm. Ciągle sobie powtarzam to, co kiedyś gdzieś wyczytałam - apetyt to nie głód. W markecie, gdzie robię zakupy, w ogóle nie wchodzę w alejkę ze słodyczami, a jeśli już mi się zdarzy - patrzę w podłogę - serio! Byle nie rozglądać się na boki - i do kasy. Próbuję co wieczór trochę ćwiczyć - krótka rozgrzewka, pajacyki, przysiady, trochę ćwiczeń na nogi i brzuch. Żadna rewelacja, bo szybko się męczę, nie mam kondycji, a ze względu na mój ciężar ćwiczenia nie są łatwe. Ale - zawsze to coś, prawda?
Dziś "dzień zero", dostanę dietę, pomyślę nad nią, zrobię pierwsze zakupy, a jutro - zaczynam. Oby mi się udało... Wam też życzę powodzenia! :)
Dziś również swoje święto mają mruczące futrzaki - Dzień Kota. Moje dwa potworki dostaną coś smacznego z tej okazji :)
trottel
17 lutego 2016, 12:05Jeżeli to jest Twoja pierwsza dieta, to spokojnie dasz radę :) Organizm który nie był jeszcze na diecie dużo szybciej chudnie :) Pół mojego życia to jedna wielka dieta. Dietę na Vitalii wykupowałam już chyba z 10 razy, jest skuteczna bardzo ! Ale trzeba się już chyba całe życie pilnować :(
penelopeia
17 lutego 2016, 13:48Bo to nie kwestia diety, tylko zdrowego stylu życia, który właśnie powinien być - stylem :)
kasia22280
17 lutego 2016, 12:01Ja na szczęście nie mam problemu ze słodyczami, ale za to uwielbiam fast foody choć nie jem ich często to w diecie je muszę całkowicie wyeliminować...też jestem na początku drogi dziś mam drugi dzień diety i jest ok :) ale jestem nie cierpliwa i już bym chciała widzieć jakieś efekty :P życzę powodzenia i tzrymam kciuki :)
mociakowa
17 lutego 2016, 11:57Dokładnie, trzeba zacisnąć zęby i przejść przez to, w końcu przyjdzie taki czas, że będzie dużo łatwiej ;) Ja nie mieszkam z narzeczonym, ale często u niego przebywam, jego mama też gotuje bardzo dużo i oczywiście pysznie, ale nie tak bardzo tłusto ;) Więc przemyślałam sobie wszystko i przecież nie obrazi się jak poproszę o połowę porcji a nie całą jak było dotychczas, a może i ją troszkę zmotywuję, bo często marudzi, że wygląda jak kulka. Ostatnio odkryłam też nową siłownie plenerową niedaleko jego kamienicy więc bedę miała gdzie ćwiczyć. Z utęsknieniem czekam na wiosnę bo uwielbiam jeździć na rolkach. :)
mociakowa
17 lutego 2016, 11:29ja mam jeszcze ten problem, ze mój narzeczony uwielbia chipsy i tym podobne i bardzo często je takie przekąski, mimo to jego sylwetka się nie zmienia, nie wiem jak on to robi. Więc muszę się powstrzymywać, kiedy on otwiera paczkę chipsów...
penelopeia
17 lutego 2016, 11:47Znam to z przeszłości :) Kiedy dobre parę lat temu zamieszkałam z chłopakiem i jego rodzicami, trochę nam się obojgu przytyło -jego mama świetnie gotuje, ale bardzo dużo i tłusto (np. mielone na smalcu - śmierdziało toto okrutnie, ale smak tych kotletów pamiętam do dziś!). Potem 2 lata mieszkaliśmy razem, już jako narzeczeństwo i małżeństwo - i oboje przytyliśmy :) Paradoksalnie razem było nam trudniej, jedno nie umiało zmotywować drugiego, przekąski wieczorne, wypady na pizzę i piwo itp. I choć już od lat nie jesteśmy razem, ja wciąż się zmagam z tymi kilogramami. Ale to już mam nadzieję koniec! Dietę mam, wygląda fajnie, więc wszystko przede mną :) A co do Twojego narzeczonego - niektórzy tak mają - jedzą, jedzą i - nic. Zaciskamy zęby i ogarniamy sie sami, to jedyne wyjście. Powodzenia!
mociakowa
17 lutego 2016, 11:19na pewno dasz radę :) Ja też nie mam silnej woli, i uwielbiam słodycze, ale powiedziałam sobie dość, i musze dać radę :) Omijanie alejek ze słodyczami to już sukces ! :)
penelopeia
17 lutego 2016, 11:21Śmiesznie muszę czasem wyglądać, jak przemykam ze spuszczoną głową :D
spelnioneMarzenie
17 lutego 2016, 11:14jakie slodziaki :))
MalinowePole
17 lutego 2016, 11:12Kochasz książki... ja też kocham , i to bardzo :)!. Z dietą będzie dobrze, zobaczysz, już zrobiłaś duży krok bo się powstrzymujesz. Niestety, ja mam taaaak saaamo ! :(. za słodyczami, do NIEEEEBA. Trzymam za Ciebie kciuki!
penelopeia
17 lutego 2016, 11:22Miłość do książek znalazła swoje odzwierciedlenie w pasji zawodowej - to chyba moja największa życiowa radość, która się nie zmieni i nie zniknie :) Pozdrawiam!
Rayen
17 lutego 2016, 10:56No to pierwszy krok masz już za sobą :) Jest postanowienie i dążenie do zmian. Teraz tylko utrzymać wolę walki i tylko czekać jak kilogramy zaczną ładnie spadać :) Powodzenia!
penelopeia
17 lutego 2016, 11:23Widziałam gdzieś taki fajny tekst: "Kilogramów mi przybywa od samego myślenia o czekoladzie". Gdyby tak kilogramy same zechciały spadać od myślenia o diecie! :P
Rayen
17 lutego 2016, 11:31Kiedyś może coś takiego wymyślą ;) Ćwiczenie przez samo myślenie o ćwiczeniu. Nauka idzie w przód, haha :)