Wczoraj miałam ostatnie spotkanie z grupą wsparcia, z którą odchudzałam się przez ostatnie tygodnie.Były nagrody dla tych, co stracili najwięcej (niestety nie załapałam się :( ), mnóstwo śmiechu, wspólne zdjęcia, mnóstwo zdrowego jedzonka, mnóstwo przytulasków i pożegnań.
Pewnie z niektórymi spotkam się na kolejnej edycji, ale z niektórymi pewnie już nie. Oczywiście były wymiany telefonów, maili, obietnice... Ale znam życie... I trochę mi smutno.
Największy szok przeżyłam, kiedy oglądaliśmy nasze zdjęcia sprzed 12 tygodni. Szok - jaka zmiana. I to nie tylko w kilogramach, ale w postawie, kształcie sylwetki, uśmiechu. Sama oczy zakryłam, jak siebie zobaczyłam. te 12 tygodni zmieniło mnie wewnętrznie, dało siłę i wiarę, ze można coś zmienić. Po chyba najważniejsze to po prostu przełamać, oswoić lęk i wstyd.
Jakie dla mnie stresujące było pierwsze wyjście do klubu Fitness. Co taki wieloryb na siłowni? Przecież będą boki zrywać. W grupie było bezpieczniej... pewniej... A teraz sama śmigam do klubu, bo to przecież też miejsce dla mnie - dla tej która chce po prostu lepiej wyglądać i zadbać o swoje zdrowie.
W grupie łatwiej przechodzi się rozterki... Przybyło mi 2 kg na samym początku. "Nie martw się może to woda, nigdy tyle nie piłaś, a może @ się zbliża, ja tak mam, a może to mięśnie, nie martw się, musi w końcu zacząć spadać..." Wsparcie grupy: bezcenne.
Motywacja.Ważenie i mierzenie co tydzień, rozpiska diety do kontroli. Zanim jakiś pączek wylądował w moje buzi, to miałam wizję tej przeklętej wagi w sali, gdzie się spotykaliśmy.
No i bezcenne wiadomości z wykładów o zdrowym żywieniu... O błonniku, o tłuszczach, o białku, a aktywności fizycznej... Dobrze, że mam notatki... będzie do czego sięgnąć... a i w głowie pewnie coś zostało...
Ech... dużo pisać... w grupie raźniej i łatwiej... Teraz we łbie się kołacze... czy sobie sama poradzę... przynajmniej do następnego "zgrupowania grubasków". Pewnie tak... tylko tak... jakoś... smutno mi... pewnie dlatego, że coś się skończyło.
karioka1977
9 czerwca 2010, 12:07ach pozazdrościć, na moim zadupiu to nic prócz świętego spokoju nie znajdziesz:) dobrze że wsparcie mam w mężu i Vitalijkach . buziaczki dla wszystkich Vitalijek