Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
O pułapce "obczajania" znajomych na FB


obrazek z: http://www.she-kicks-she-throws.com/


- Czyli o zmianie podejścia i …garderoby J


Jeśli NIE jesteś osobą mega pewną siebie, a tym samym jesteś raczej podatna na mniejsze lub większe ukłucia zazdrości pod adresem TYCH, KTÓRYM SIĘ RZEKOMO LEPIEJ WIEDZIE, zostaw tego cholernego Fb w spokoju i najlepiej idź kontemplować swoją zajebistość z dala od komputera, najlepiej podczas na długiego spaceru.

Sama dobrze wiesz, jak to się zwykle zaczyna i jak to się zwykle potem kończy.

Najpierw w Twoim umyśle, niczym fajerwerki na nocnym niebie, rozbłyska myśl: „Kowalska! Jak ja jej dawno nie widziałam, ciekawe co u tej  pindy słychać?...”

I tu powinien wkroczyć niewzruszony głos Twojej zajebistości: „A w sumie g*** mnie to obchodzi, idę dokończyć tą serię przysiadów”.

Ale nie! Durna ciekawość zwycięża! Niczym ćma w stronę świecy, ruszasz do klawiatury… O, jest!

I w tym momencie zwykle następuje coś jakby uderzenie obuchem w brzuch (wie ktoś, czym w ogóle jest ten obuch? Ja nie wiem…).

...Cholera jasna, a jakże - Kowalska wygląda zajebiście. W informacjach, jak wisienka na torcie, promienieje nazwa firmy, w której pracuje, a która z pewnością cieszy się większą renomą, niż Twoje miejsce pracy. O ile w ogóle jakiekolwiek masz.

Znajomych w cholerę. Jakiś zaprzyjaźniony fotograf zrobił jej naprawdę piękne zdjęcia. „Ha, podrasowane!” – pocieszasz się, ale gorycz pozostaje. Po 10 minutach wiesz już, gdzie spędziła ostatnie wakacje (oczywiście Cię nie stać) i że na pewno świetnie zna angielski, zważywszy na liczbę jej znajomych – obcokrajowców.

Szlag by to trafił. Znaczy się  - ją.


Przeklinasz pod nosem własną ciekawość, przez którą teraz będziesz snuć się po domu w poczuciu życiowej porażki, bo Twoje życie nawet w 1/5 nie prezentuje się tak zajebiście jak jej życie.


Istnieją różne rozwiązania, na przykład:

Obiecasz  sobie, że już więcej nie dasz się ponieść impulsowi zgubnej ciekawości.  Spójrz na to w ten sposób – ona, podobnie jak wszyscy na FB, pokazuje tylko to, co chce pokazać. To, co postawi ją w dobrym świetle. Myślisz sobie: ”No dobra, ale ona przynajmniej dysponuje konkretnymi narzędziami, by taki efekt wywrzeć i się jej, kurna, udało. W moim przypadku nawet najlepsi spece od PR nie mieli by za bardzo na czym się oprzeć, by zbudować dla mnie równie efektowny image…”

…No to do roboty!!!!!

 


Żartowałam.

 

Owszem, możesz z miejsca zakasać rękawy, rozpisać szczegółowy plan „naprawy” swojego życia i „rozwoju” swojej kariery, ale wiesz co? O dupę rozbić takie plany.

Nic z tych planów nie wypali, dopóki nie odetniesz się zupełnie od wpływu otoczenia, dopóki nie zadasz sobie szczerze pytania – do czego tak naprawdę mnie ciągnie? JAKIE ŻYCIE PRZYNIESIE MI SPEŁNIENIE? KIM CHCĘ BYĆ, ZANIM UMRĘ I WSZYSTKIE SZANSE PRZEPADNĄ?

Ostatnie pytanie w żadnym stopniu nie jest przedramatyzowane. Prawdziwy dramat polega na tym, że do nas NIE DOCIERA druzgocąca, a zarazem dająca WIELKIEGO MENTALNEGO KOPA świadomość, że CZAS UCIEKA...


Jako puentę całego tego wpisu przedstawię mój własny przykład.

Długo wyobrażałam sobie, że chcę pracować w biurze, najlepiej w marketingu i że to mi przyniesie satysfakcję, poczucie sukcesu i wyniesie mnie na ogólnie rozumiane wyżyny społeczne (zawodowe i finansowe). Okazja „spełnienia”  w końcu się nadarzyła. Po kilku miesiącach narastającego znudzenia za biurkiem nie marzyłam już o niczym innym, tylko o rzuceniu tego w cholerę, nawet za cenę utraty zarobku  i pożądanego wcześniej statusu pracownika biurowego. Kiedy później widziałam na Fb, że któraś z koleżanek pracuje w takiej, czy innej firmie na podobnym, lub wyższym stanowisku, przychodziło mi na myśl tylko: „Uff, a niech sobie pracuje! Ja bym tam umarła z nudów!”.

To tyle w temacie zazdroszczenia innym pracy. Teraz będzie o obiecanych ciuchach.

Kiedy ważyłam jakieś 10 kg więcej i czułam się gruba i brzydka, przeglądanie zdjęć szczuplejszych koleżanek jedynie wpędzało mnie w jeszcze większą deprechę (a wiadomo, na deprechę najlepsze słodycze!). Najlepszym lekarstwem okazała się wtedy zmiana podejścia – a konkretnie – garderoby. Na wzór siebie, jaką pamiętam z tamtego dnia radzę: wyłącz Fb, włącz aparat, wywal z szafy WSZYSTKO. Stań przed dużym lustrem, przymierzaj po kolei wszystkie swoje ciuchy, w najczęściej noszonych zestawach i nie tylko. Rób zdjęcia – przy dobrym, dziennym świetle.  Zrób MASĘ zdjęć. Zgraj te zdjęcia na kompa. Potem wyjdź na spacer, zajmij się czymś, nie analizuj tego, co miałaś na sobie.

 Po kilku godzinach, uzbrojona w duży worek na śmieci, wróć do tych zdjęć. Obejrzyj je i oceń tak, jakbyś oceniała obcą, neutralną osobę. Pobaw się w profesjonalnego doradcę wizerunku. Co byś jej życzliwie poradziła? Co byś zmieniła? Jaki plan zaproponowałabyś jej, gdyby to była  Twoja najważniejsza klientka?


Ja w tej sposób przeżyłam szok, oglądając te moje zdjęcia z dystansu. Z miejsca pozbyłam się połowy rzeczy. Zanotowałam dokładną listę ciuchów i dodatków, o które chce wzbogacić swoją garderobę. Dzięki obecnej dostępności do ciucholandów – największego dobrodziejstwa naszych czasów :D – stopniowo i w miarę niedrogo zrealizowałam swoje plany. Poczułam się znacznie lepiej wychodząc z domu – chociażby do sklepu – mając świadomość, że wreszcie wyglądam DOBRZE. Przekierowałam swoją energię ( i pieniądze ) na radość z dopieszczania swojego nowego wizerunku, zamiast na pocieszanie się kolejnymi słodyczowymi zakupami. Stopniowo zaopatrywałam się też w fajne ciuchy i akcesoria do ćwiczeń i jakoś na spokojnie zrzuciłam te pierwsze kilogramy.

Cały ten proces zajął mi jakieś pół roku.  Zamiast chwalić się tą przemianą na FB, wolałam jak najczęściej „pokazywać się” na dworze – każdy spacer, każda przejażdżka rowerem były jak kolejny krok naprzód, skuteczniejszy niż kupno wyszczuplających majtek :D


Zamiast wracać do podziwiania szczupłych lasek na Fb, pławiłam się w porównywaniu MOICH starych zdjęć z nowymi :D


Teraz znów jestem na etapie robienia wielkich porządków w swojej szafie  i – mam nadzieję – w organiźmie. Chcę tylko podkreślić, że KAŻDA z nas pisze swoją własną historię i że Twoja historia może – a nawet powinna – się różnić od historii Twoich znajomych. W końcu ktoś musi być wyjątkowy, prawda?:) Ważne, byś swoje życie faktycznie przeżyła PO SWOJEMU. Oprzyj się pokusie demonstrowania tego SWOJEGO życia na Fb.

Pokaż innym, że najlepsze i najważniejsze dzieje się w realu. Albo lepiej NIE POKAZUJ. Niech się po prostu dzieje.

  • roogirl

    roogirl

    12 lutego 2016, 20:35

    Fajny sposób na wywalenie ciuchów :) Ja w sumie częściowo z niego korzystam, bo jak coś kupię i jestem niepewna w domu robię foto i jak mi nie pasuje zwracam. Tak było z ostatnio kupionymi spodniami. Świetny opis oglądania zdjęć znajomych na fejsie, się uśmiałam :)

  • Maroli

    Maroli

    10 lutego 2016, 21:02

    Świetny wpis, uśmiałam się jak nigdy ;) Dla mnie fb to totalna porażka, nie mam i nigdy nie miałam tam konta i nigdy nie zaloze:) a obnażanie swojej prywatności na forum publicznym to dla mnie w ogóle nieporozumienie... P.s. Ja też już się nie porównuje do nikogo chociaż oglądać zdjęcia zgrabnych dziewczyn lubię- motywuje mnie to :))

    • PogromcaKompleksow

      PogromcaKompleksow

      11 lutego 2016, 11:21

      Zgadzam się - dopóki inne kobiety traktujemy jako źródło pozytywnej inspiracji, to nawet z Fb można wycisnąć coś pożytecznego :)

  • Mich_elle

    Mich_elle

    10 lutego 2016, 20:34

    To smutne, ale teraz jest tak, że wszyscy wszystko wrzucają na fb. Zdjęcia paznokci, śniadania, obiadu, kolacji, milion selfików, fotorelacja z każdego najmniejszego wypadu, filmiki z koncertu (zamiast się bawić, ludzie sterczą ze smartfonem w ręce) itd. Lans to podstawa. Ale to to jeszcze pikuś. Najbardziej smutne jest wrzucanie zdjęć dzieci i noworodków (+ of course imię, płeć, waga, godzina narodzin - brakuje tylko peselu i relacji z porodu). I takie małe dziecko niemal od narodzin jest na jakimś durnym portalu. A jeszcze gorsze jest to, że zdjęcia można usunąć z profilu, ale będą one dalej na serwerze. Raz wrzucisz to do sieci i to już tam zostaje. Kolejny fakt - mniejsze lub większe grono osób może sobie zapisać zdjęcia takiego dziecka na dysk. Nigdy nie wiadomo, kto to ogląda. Aż strach pomyśleć, że mogą trafić do fap-folderu jakiegoś pedofila. Bo mogą, ale kto by się przejmował, lajki ważniejsze. Mój wniosek jest taki - im więcej pierdów ktoś wrzuca na takie portale, tym potężniejsze są jego kompleksy i niedowartościowanie. Dlatego absolutnie nie ma co robić jakichś akcji porównawczych, ludzie pokazują tam to, co chcą pokazać, to jest tylko mały ułamek ich rzeczywistości. Pokazówa pokazówą, a często okazuje się, że ich życie wcale nie jest takie kolorowe jak usiłują wszystkim udowodnić. Słowem - nie ma się czym podniecać :) Zamiast takiego obczajania, lepiej wykorzystać ten czas na ciekawe zajęcie w tym nie-wirtualnym życiu, tak jak piszesz :)

    • mmm25

      mmm25

      11 lutego 2016, 07:24

      Dokładnie, Internet to ściek i mam podobne zdanie do Ciebie. Poza tym np. ja mam poważna selekcję znajomych na fb, tylko przyjaciele ze studiów i LO, nikogo więcej. Dostaję, pełno zaproszeń od sąsiadów, znajomych znajomych, ale ich nie akceptuje, bo to nie są moi znajomi tylko takie ciekawskie baby, co się częściej czyimś życiem interesują niż swoim. :)

    • Mich_elle

      Mich_elle

      12 lutego 2016, 14:01

      Ano, są tacy ludzie - ja czasami słyszę opowieści mamy jak to koleżanki w pracy odpalają fb i objeżdżają czyjeś zdjęcia / profil. No a jak kilka takich bab na kogoś wsiądzie, to faktycznie, jad sączy się hektolitrami. To dla nich taka rozrywka, wiesz :)

  • mmm25

    mmm25

    10 lutego 2016, 20:25

    Obuch to ta przeciwległa część ostrza siekiery :) tak w gwoli wyjaśnienia :)