Mamy w firmie taką fajną szafkę, gdzie co tydzień szef umieszcza sporo słodyczy. Ot, tak do kawy. Dostępne dla każdego i bez ograniczeń. Jak się skończą kupuje znów i chula dusza, piekła nie ma.
No właśnie, że jest. Sama już nie kupuję słodyczy do domu. Raczej jak już to idę w owoce. Oboje lubimy brzoskwinie, winogrona czy kiwi i problem kuszącej czekoladki do podusi się rozwiązał. Ale jak w robocie piję kawę i wiem, że w szafce po prawej mam ciasteczka i czekoladki... Oj, nie raz, nie dwa mnie złamało i zjadłam sobie ciasteczko czy nawet 2 :( Dzisiaj normalnie myślałam, że zwątpię, ale się opanowałam. Na dłuższą metę, jak znam siebie, nie dam rady.
Nie mogę się "zablokować" na słodycze. D. śmieje się ze mnie, że się zrobię kwadratowa. Co ja mogę? On co by nie jadł i w jakiej ilości to ma non stop wagę 75-79kg. A ja to chyba nawet od powietrza tyję!
endorfinkaa
1 października 2014, 22:57słodycze to samo zło, szkoda,że to zło jest takie smaczne :)
Pokusica
2 października 2014, 19:35Oj smaczne, kuszące i łatwo dostępne :-)