Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dyskusja oraz rozważania na temat "demona głodu"


Hej!

Pod moim pierwszym postem pojawiło się sporo komentarzy. Dziękuję Wam bardzo za uwagi i sugestie :) Zastanawiając się nad tym co pisałyście, wróciłam do swojej starej diety, którą odbywałam pod opieką dietetyka ze znanej sieciówki. I wiecie co mi się rzuciło w oczy? Kaloryczność diet, które otrzymywałam: 1360, 1107, 1260, 1260. Przechodziłam z nich na przemian, 2 dni tej, następnie 2 dni tamtej. To nasuwa mi się pytanie, jeżeli to jest tak niska kaloryczność to czemu dostawałam właśnie takie diety od dietetyka?

Co muszę przyznać, może ze 3 miesiące byłam na tych dietach. Faktycznie chudłam. Niestety, sytuacja życiowa zweryfikowała moje plany i musiałam zrezygnować z usług. Szkoda bo fajnie się zapowiadało...

Poniżej załączam zdjęcia niektórych z nich.


Dalszy ciąg dywagacji na temat "demona głodu". Oj na przeszkadzał mi się ten psotnik. I teraz najważniejsze pytanie, jak się go pozbyć, usunąć, uciszyć? Na obecną chwilę, wydaje mi się, że chyba trzeba dojść do ładu ze swoją psychiką. Chyba jest to najtrudniejsze i wymagające najwięcej pracy. Muszę wreszcie zadać sobie pytanie, dlaczego się przejadam, co za tym stoi, co jest przyczyną... Chyba boję się jeszcze odpowiedzieć na te pytania, nie jestem gotowa. Wiem, że szczera odpowiedź na to pytanie leży u podstaw przyszłego sukcesu. Ale dopiero się trochę psychicznie pozbierałam, odizolowanie, praca zdalna, brak kontaktu z ludźmi zrobił swoje. 

Nie chcę być całe życie nieszczęśliwa, skupiając się na diecie, która odbiera radość. Chcę się cieszyć, chcę wreszcie żyć! 

Więc do pracy!

Poniedziałek (18.05)
Śniadanie: Jajo na twardo z majonezem, sałatką warzywną, pieczywem razowym oraz kawa z mlekiem

II Śniadanie: Ryż na mleku z owocami

Obiad: Kotlet mielony z ziemniakami i surówką z selera

Podwieczorek: Jogurt brzoskwiniowy z chia

Kolacja: Twaróg z suszonymi pomidorami i pieczywem chrupkim

  • Janzja

    Janzja

    18 maja 2020, 23:01

    A co pudełkami zawiesiłaś? Fajne jadło :). Mi się trochę wydaje, że z metabolizmem to też nieco inaczej jest zależnie od tego jak spora waga jest do zrzucenia, ale to już dietetyk musiałby wiedzieć. Moja dietetyczka jest z NaturHousea, ale ja tam zupełnie nie mam nic do liczenia kalorii, bardziej podejście bazuje na eliminacji głównie tłustego i rzeczy z wysokim Ig, czasem dostanę jakiś dzień porowy z obniżoną kalorycznością, ale to jako na oczyszczenie i mam prikaz by nie więcej niż dwa dni to robić. Ja oczywiście ani razu nie zrobiłam, ale kolekcjonuję przepisy na kiedyś ;). Ja na pierwszą wizytę przyszłam z wypisanym miesiącem tego co jadłam i kalorycznością by pokazać co jem, a ta tylko pochwaliła, że tak się przygotowałam i to było wszystko na temat kalorii o czym rozmawiałyśmy. No może prócz rafaello, jak gdzieś mam napisane, że zjadłam rafaello to pokazuje mi ile ma jedno rafaello, a ja jej tłumaczę, że jedno rafaello to nie grzech :D (trzy zamiast np piętnastu to spory postęp :P).

    • Janzja

      Janzja

      18 maja 2020, 23:11

      Jeszcze dopiszę: ja w sensie w ogóle nie dostaję jadłospisów tylko notuję co jem, no a prawda taka, że mam wybór co jeść prawie wszystkiego więc to tylko kwestia by ruszyć tyłek i zacząć szykować jedzenie, a nie pochłaniać wszystko w zasięgu. Mam tam jakieś wytyczne, jak patrzę teraz pod ręką to ogólne mam na zakres 1700kcal. 1700 kcal jadłospis też dostałam od dietetyczki u jakiej kiedyś byłam w przychodni i 1700 wychodziło mi zawsze jak coś szykowałam z internetowych jadłospisów. Teraz siedząc w domu dwa miesiące w większości też jadłam ok 1700, ale tu wchodził też brak ruchu więc za dużych efektów nie miałam bo siłą rzeczy spalanie spadło.

  • kl4ra

    kl4ra

    18 maja 2020, 17:11

    Ciekawe czy to były diety NaturHouse. Moja siostra, dietetyczka tam pracowała. Mówiła, że takie mieli wytyczne, taki trochę chwyt marketingowy, bo ludzie szybko chudli. Ale sama przyznaje, że to bardzo niezdrowe. Teraz jak ma swój gabinet, to nikomu takich diet nie wciska.

  • Cukiereczek26

    Cukiereczek26

    18 maja 2020, 13:33

    Doskonale ujęła to Majkaaa91. Niestety, ale zdarza się, że diety od dietetyków nie mają wiele wspólnego ze zdrowiem. Na początku zawsze jest efekt wow, ale w dłuższej perspektywie czasu to nigdy nie kończy się dobrze. Miałam dietę od dietetyka z centrum leczenia otyłości na 1000 kcal, praktycznie zero tłuszczu, jedzenie jałowe. Wykończyło mnie to fizycznie i psychicznie. Jeszcze pokutuje w świadomości ludzi, że dieta to głodzenie się i psychiczna udręka, bo wciąż trzeba ze sobą walczyć. Żeby chudnąć - trzeba jeść, ciało, organizm jest odżywiony i głowa spokojna.

  • Majkaaa91

    Majkaaa91

    18 maja 2020, 11:05

    ''To nasuwa mi się pytanie, jeżeli to jest tak niska kaloryczność to czemu dostawałam właśnie takie diety od dietetyka?'' To jest dość znany mechanizm nastawiony oczywiście na zysk i reklamę, Twoje zdrowie i długofalowe efekty odchudzania tych ''dietetyków'' mało obchodzą. Mała kaloryczność = szybki spadek na wadze. Klient zadowolony, pewnie zachwala dietę w internecie i wśród znajomych, wykupuje kolejne diety i przy okazji cudowne suplementy. ''Dietetyk'' doskonale wie, że klienta z powodu małej kaloryczności prędzej czy później dopadnie jojo i prawdopodobnie wróci do cudownej diety dzięki której tyle schudł. Dietetycy z prawdziwego zdarzenia nigdy nie przepiszą takiej diety i przestrzegają przed takimi praktykami. Vitalia jest pełna ludzi z podobnymi doświadczeniami i najczęściej dieta 1000 - 1400 kcal = jojo, spowolniony metabolizm, napady obżarstwa, tycie z powietrza, problemy z tarczycą, hormonami. Zwykle jeśli ktoś ma tu fajne, długotrwałe efekty odchudzania to jest to ktoś z mądrym podejściem do diety, z kalorycznością przynajmniej 1800 kcal w górę. Wnioski nasuwają się same.

    • polin108

      polin108

      18 maja 2020, 12:32

      Szkoda w takim razie, że człowiek jest traktowany zero jedynkowo, nie jest osoba, nie jak organizm, przykre. Dlatego też, nikogo nie namawiam ani nikomu nie polecam diety, którą ja wybrałam.