31 grudnia ważyłam 107,4 kg. 2 miesiące później ważę tylko 1 kg mniej. Jednak to nie jest tylko. Gdyby nie leki to ważyłabym już chyba z 15 kg więcej. Zachowuje się trochę jak odkurzacz lodówkowy niestety. Wpakowuję w siebie wszystko czego nie powinnam: słodycze, białe pieczywo w dużej ilości, herbaty mocno słodzone itd itp. I pomimo tego waga stoi. Jestem za to wdzięczna, bo na razie mam problem z uporaniem się ze stresem. Wiem, że jakbym uważała na to co jem to chudłabym szybciej i bardziej spektakularnie, ale teraz mam taki czas w życiu , że mi to nie idzie. Gdybym była tylko na diecie, to właśnie zaliczałabym MEGA jojo. A tak czuje się jakbym po prostu zaliczała taki efekt plateau. Za 1,5 tygodnia mam 7 dniu urlopu i może wtedy uda mi się coś ogarnąć z tym jedzeniem. Fajnie by było zobaczyć dwie cyfry na wadze. Myślałam, że uda mi się to do 45 urodzin jednak niestety nie, bo to za niecałe 2 tygodnie:) Jedne co pozytywnego zagościło w moim życiu ( chociaż często nie chce mi się ) to chodzenie na prawie godzinne spacery. Dziękuję za to , że istnieją psy:). Gdyby nie one nikt by mnie do tego nie zmusił, a tak dla nich zwlekam te swoje zwłoki i idę:)
Ostatnio uczę się też nowych rzeczy i chociaż nie zdawałam sobie z tego sprawy chyba jestem trochę technologicznie zacofana:) nie umiem nagrać filmiku na tiktoka:):):) To znaczy prosty umię, ale z tymi super efektami itp to już nie ogarniałam trochę: )Na szczęście mam w domu kilkunastoletnią specjalistkę:), którą czasami męczę , żeby coś mi pokazała.