Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
powrót po kilku miesiącach
2 listopada 2008
Kurcze, ostatnio na vitalie zagladalam w lipcu. Od tamtego czasu podejmowalam kilka, oczywiscie nieskutecznych, prob odchudzania ale bez wsparcia jest mi duzo ciezej niz jak walcze sama. Dlatego postanowilam po raz kolejny zaczac skrupulatnie sie rozliczac publicznie. Moze to mnie w jakis sposob zmotywuje do walki o szczuply i zdrowy wyglad.
Ostatnio mialo miejsce tez kilka rzeczy, ktore w pewien sposob zmotywowaly mnie do ponownego podjecia walki ze zbednymi kilogramami:
1. zauwazylam, ze strasznie mnie drazni widok slicznych szczuplych dziewczyn w spodniach rurkach i wysokich butach. moze nie sam ich widok mnie drazni ale fakt, ze ja tak nie wygladam i nie moge sobie pozwolic na noszenie czegos takiego. jakbym schudla to nic nie stalo by na przeszkodzie zebym i ja sie wystroila :)
2. moja przyjaciolka zaciela sie i od kilku tygodni wytrwale sie odchudza. efekty sa bardzo widoczne i coraz lepiej wyglada. ja z jednej strony ciesze sie, ze swieci triumfy na polu odchudzania ale z drugiej jestem strasznie zazdrosna, ze mi nic nie wychodzi.
3. beznadziejnie zakochalam sie w facecie, ktoremu podobaja sie szczuple dziewczyny i co jakis czas slysze od niego jakies kasliwe uwagi na temat mojego wygladu. wiem, ze skoro tak mnie traktuje nie zasluguje na moja uwage, ale chce mu pokazac... tylko co... ze tez potrafie wygladac pieknie? ze potrafie sie zmobilizowac i cos zrobic ze swoim wygladem?a moze mam nadzieje ze jak schudne to on mnie w koncu zaakceptuje. wiem, ze to chory tok myslenia ale nic nie moge na to poradzic.
tak czy siak chce znow podjac walke. pierwszy krok juz zrobilam juz jakis czas temu. od miesiaca chodze na lekcje salsy (raz w tygodniu godzina), wykupilam karnet na silownie (2-3 razy w tygodniu po 1, 1,5 godz cwiczen). plus ganianie po 8 godzin dziennie w butach na wysokim obcasie miedzy pietrami, w pracy. ruch mam, gorzej z dieta. Wiem, ze wlasnie jedzenie jest moim problemem. Po prostu zajadam smutki, zajadam nude, zajadam samotnosc. I nawet jak udaje mi sie przez jakis czas utrzymac diete to przychodzi gorszy dzien w ktorym jem wszystko co wpadnie mi rece. Wszystko zjadliwe oczywiscie :) Dzis np zjadlam moze ze 20 cukierkow czekoladowych. Jadlam, zaslodzilam sie, popilam i znow jadlam. Bledne kolo.
Tak wiec biore sie za siebie. Znow. Tym razem osiagne sukces!!!
kalinka84
9 marca 2009, 00:05cześć. ja również mieszkam w Lublinie i również szukam jakiegoś fajnego miejsca na fitness lub tym podobne. masz podobną wagę jak ja i taki sam wzrost więc Twój pamiętnik zwrócił moją uwagę. trzymam za ciebie kciuki, żeby się udało(za siebie oczywiście też trzymam:)).pozdrawiam serdecznie
Gevera
4 listopada 2008, 18:14Oj, chory tok myślenia (;
sylwusiausia
4 listopada 2008, 17:03hejka! kiedy poznalam mojego fazeta 6 lat temu wazylam wlasnie 55 kg czulam sie super, wygladalam super itp, jednak od 4 lat moja waga systematycznie roznie dzieki miedzy innymi wyjazdom do anglii. juz podejmowalam jedna prawdziwa walke ok stycznia zeszlego roku i sie udawalo ale potrzebuje wsparcia podobnie jak ty. studiuje w lublinie jednak nie mam pomyslu gdzie pojsc i gdzie sie zapisac na jakis fitness lub silownie i nie mam z kim chodzic, moja propozycja brzmi: podopingujmy sie nawzajem. czekam na odp Sylwia