Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
waga sprzed weekendu ;)


jak w tytule 62,3 z dzisiejszego rana ;) wow, wow, wow. ale jeszcze wieksze wow, ze spodnie, w ktorych chodze po domu sa troszke luzniejsze ;). z powodu wiecznego deszczu i burzy nie poszlam biegac, ale no nawet nam miasteczko zalalo, wiec  powod wazny. jedynie wieczorem przestalo padac, to pojechalam na rowerze do teatru (cale 25 min w dwie strony), przedstawienie fajne, o cywilizacji wschodniej i zachodniej. w ogole wszystko ok, znajomi, dieta, teatr, tylko musze sie powaznie za nauke zabrac i niemiecki. 
no i on, nie dodal mnie do znajomych na fb, moze nie jest z takich, co tam zagladaja, ale  gdybym chodzial z kol umialy poskladac srodek wieczoru, po tym jak sie z nim pocalowalam, nic nie pamietam, tylko pozniej powrot do domu, no i duuuzo motyli w brzuchu. nie wiem, kiedy poszedl, jak do tego doszlo... kurde, nie wiem, czy cos glupiego zrobilam, czy powiedzialam, no nic okaze sie w sob, bo znowu idziemy do lokalu, ale we dwie postanowilysmy, ze nie pijemy duzo. jesli bedzie, tzn ze bylo ok i sa szanse na rozwoj sytuacji, jesli nie ebdzie, tzn ze zawalilam na calej linii.
jadlospis:
sniadanie: jogurt (112), otreby (57), wiorki kokosowe (26), kakao (7) mleko (80)=282
obiad: makaron razowy (297,5), sos grzybowy (124,8), kawa (10)=432,3
kolacja: zupa w 15 min (194)
po teatrze: papryka (14)
suma: 928,6
wysilek: 
rower: 89,9
brzuszki: 10,25
suma: 100
bilans: 1700-928+100=872

zauroczylam sie...
  • Laaneeyyy

    Laaneeyyy

    29 listopada 2012, 00:14

    Gratulacje.! Byle tak dalej .Trzymam kciuki :)