w pracy mam troche problemow: jestem jedyna kobieta... najgorzej to z szefem, no ale dopoki gada glupio niech se gada..
jak w tytule dzisiaj 58,4 oficjalnie zegnamy nadwage :)
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (8)
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 9163 |
Komentarzy: | 62 |
Założony: | 5 września 2012 |
Ostatni wpis: | 6 sierpnia 2015 |
Postępy w odchudzaniu
Historia wagi
w pracy mam troche problemow: jestem jedyna kobieta... najgorzej to z szefem, no ale dopoki gada glupio niech se gada..
jak w tytule dzisiaj 58,4 oficjalnie zegnamy nadwage :)
Skonczylam studia. 30 czerwca mialam obrone. Zmienilam mieszkanie. Definitywnie rozstalam sie z S. Znalazlam prace sezonowa. Zmiany, zmiany, zmiany. Chociaz moze nie tyle zmiany co okres przejsciowy. Bo jestem zawieszona, szczegolnie zawodowo, pracuje sezonowo. Nie czuje, ze jakos to mi uwlacza majac tego mgr przed nazwiskiem, no ale bylam na praktykach w placowce dyplomatycznej... no nic, zacisne zeby i przez miesiac sie przemecze, potem tydzien na nauke, egzaminy panstwowe, pozniej miesiac przygotowan na kolejne i do stycznia cos trzeba bedzie robic o ile mnie wezma, miejsc jest malo...
Rozstalam sie tez z S. Pracuje teraz duzo, jestem permanentnie zmeczona, potrzebuje kogos kto po pracy przyjedzie po mnie zabierze na lody i odstawi do domu...no nic, widac, ze to bylo nie to, szkoda, bo dobrze mi bylo przy nim.
zycia teraz nie mam. pracuje 6 razy w tygodniu 10-15 i 18:30-23:30 (albo pozniej) i po pracy czasami wpadne do dziewczyn na winko, ale czesciej mysle tylko o wykapaniu sie i polozeniu sie spac. Przynajmniej nie wydam tego co zarobie. Pracuje dopiero 2 tygodnie ale czuje sie zmeczona. no nic dam rade. Z pozytywnych konsekwencji: codziennie godzina na rowerze dojazdow+ caly dzien na nogach: waga pomimo ze jem sporo 58,9. zmienilam w pomiarze i zmienil mi sie model sylwetki, nie wiem czemu nadal wg BMI mam nadwage.
wiem, ze glupota jest zmieniac codziennie pasek, ale jak dzisiaj zobaczylam to 59,4 to musialam zmienic :D. przynajmniej bedzie do czego wracac, bo dzisiaj sobotnim lasagnom nie mozna powiedziec nie, jutro ide na obiad do kolezanki, w pon mam duza impreze i w sr albo w czw kolejna kolacja i wez tu czlowieku sie odchudzaj, albo o zgrozo napisz prace mgr.
nie wiem, niby jem normalnie, ale wczoraj mialam normalnie jakiegos tasiemca i bylam strasznie glodna, az troche sie przestraszylam, bo przed kolacja az mnie zemdlilo z glodu, nigdy nic takiego nie mialam, a co dziwne naprawde jadlam normalnie.
jedzenie z wczoraj:
sniadanie: 3 sucharki z dzemem, pomarancz, dwie suszone sliwki, obiad: ryba w sosie pomidorowym z porami, ratatuille, mix salat do tego pare plastrow pomidora i pare kawalkow papryki z sosem jogurtowym, podwieczorek: duza gruszka, dwie suszone sliwki, kolacja: zupa warzywna, kalamary w sosie pomidorowym ze szpinakiem i fasolka w sosie pomidorowym+ do tego wszystkiego duzo kawy i herbata.
jak troche nadrobie pracy mgr, przynajmniej oddam pierwszy rozdzial i jak pogoda sie troche ustabilizuje, to zaczne biegac ;)
i wrocilam do mojej szarej rzeczywistosci. oj, ciezko bylo wyjezdzac. na praktykach robilam rzeczy naprawde mnie interesujace i moglam uzyc wiedze nabyta na uni. w ciagu 4 tygodni tylko jeden dzien byl taki sobie, a reszta naprawde byla fajna. zrozumialam, jak taka pracy wyglada, bylam traktowana dobrze i doceniania, za to co umiem. ostatniego dnia rozmawialam z jednym z pracownikow, sam zaproponowal, chyba widac po mnie ze totalnie nie wiem, co ze soba zrobic w zyciu. rozmowa byla konstruktywna, jedna opcja wiecej. im dluzej o niej mysle, tym bardziej przekonuje sie do niej, ale wiem, ze najpierw musze sie obronic, napisac ta prace, a dopiero jestem na 4 stronie, a powinno byc jakies 150 (wstawie duzo tabelek i wykresow :P), ale i tak nie jest zle wrocilam w pon poznym wieczorem i zdazylam wyprac dwie pralki, poprasowac wszystko, posprzatac w mieszkaniu, zrobic zakupy, odwiedzic kolezanke, pogadac z siostra i mama... i cos jeszcze by sie znalazlo :P. musze sie obronic i bede myslec, co dalej. p.Sz dal mi swoje namiary, powiedzial, ze jakbym sie zdecydowala, to mam dac znac, to mi przesle stare testy, dowie sie kto bedzie w komisji i powie jak z ta osoba rozmawiac. zobaczymy, najpierw obrona, a pozniej sie zobaczy ;)
wracajac do tytulu.... ostatnie dwa tyg na praktykach do dietycznych nie nalezaly, bo wpadly 2 pizze, lody, nie mowiac juz o kolacjach skladajacych sie z makaronu (noooo tani jest makaron) i o hektolitrach wina czy jeszcze gorzej piwa... ale dzisiaj weszlam na wage i pokazala 59,9kg! zegnamy 6 z przodu niegdy wiecej. happy :D
dobra uciekam do biblioteki, dzisiaj chce skonczyc pierwszy paragraf, a to przynajmniej 2 strony+chce dokonac poprawek.
Czeka mnie ostatni tydzien stazu. Szkoda, bo lubie, to co robie, ludzie sa wporzadku, tylko jeden lepek mnie wkurza- jako jedyny mowi do mnie na ty, Lubie miasto, ten balagan i chaos, a nawet bar pod domem lubie ;)
jedzeniowo podobnie jak wczesniej, tylko coraz czesciej jakies piwka wpadaja, ale co tam ostatni tydzien.
Wracajac z praktyk zatrzymalam sie na chwile przy fontannie i usiadlam na schodkach i pomyslalam, kurcze jak nie wiele trzeba do szczescia, dwie rece i dwie nogi, a zreszta mozna sobie poradzic.
mialam dzisiaj duzo pracy, generalnie juz wczoraj mialam duzo, wyszlam pol godziny pozniej i tak zostawilam troche rzeczy do zrobienia na dzisiaj, a dzisiaj nie dosc ze nie zrobilam wczorajszego, to jeszcze nie skonczylam dzisiejszej roboty. ale to nic, mam nadzieje, ze jutro bedzie mniej pracy, a jak nie... no nic przyniose prace do domu. gdyby mi jeszcze za to placili...ale to nic. jak dostalam maila z 'gory' z pochwala, to normalnie az mi sie tak fajnie zrobilo. a, przypomnialo mi sie, moze bym i zrobila chociaz dzisiejsza prace, ale musialam zmienic biuro i przynajmniej z 40 min stracilam. chcialabym tutaj pracowac na stale...ale z tego co widze nie maja wakatow. ale i tak bede sie starac, robic swoje, nawet zostawac te pol godz dluzej, moze jak beda mieli jakis wakat przypomna sobie o mnie....
sukienka troche luzniejsza pomimo tych skonczonych chipsow wczoraj do filmu. zaluje, ze nie udalo mi sie wcisnac wagi do walizki. jedzenie jak pisalam ostatnio podobne schematy np dzisiaj:
sniadanie: crossaint, jablko, kawa, obiad: risotto z warzywami (cukinia, baklazanem i pomidorami w puszce), kolacja: makaron z pesto, dwa widelce piersi z indyka jutrzejszej.
ze sportu nici, no ale do metra mam jakies 8 minut, a pozniej od przystanku tramwajowego do pracy jakies 15 min pod gore (no jak wracam to z gory), a wracajac dzisiaj zrobilam sobie jeszcze krotki spacer.
melduje sie ;)
od zeszlego poniedzialku zaczelam miesieczne praktyki. Bardzo mi sie podoba. nie robie nie wiadomo jakich rzeczy, nie jak w jakis filmach sensacyjnch, wrecz przeciwnie czasami sie nudze, ale podoba mi sie. podoba mi sie ten klimat, to ze musze wstawac o 6:45 i jechac metrem i tramwajem, ze wracam zmeczona grubo po 18stej. ze ludzie mowia mi na pani, te eleganckie ubrania, a nawet moj mail ktory konczy sie na gov.pl., czy wlasnie biuro. chcialabymy pracowac tam, ale wiem ze to sa tylko praktyki. daje z siebie wszystko, moze jak beda mieli jakis wakat przypomna sobie o mnie. ostatnio jeden z pracownikow powiedzial, ze moge wyjsc wczesniej, bo nie ma nic do roboty, a widac przeciez ze jestem pracowita.
odchudzanie? nie mam wagi, moze i lepiej. nie zapisuje, nie licze, nie mysle obsesyjnie o tym co jem. mniej wiecej jem tak: na sniadanie odgrzewam w mikrofali crossaint, jablko lub pomarancz, kawa, na obiad byly bulki z serem i czynka+ czasami jakies jablko, ale teraz kupilam pojemniczek, wiec np na jutro zrobie sobie risotto z warzywami, na kolacje roznie cos na cieplo: makaron z warzywami czy z pesto, albo kurczak z soczewica. w ciagu tygodnia byly dwa lody, i wczoraj troche chipsow i alkoholu (wino, 2 duze piwa), za to duzo chodze, zwiedzam, jak nie pada, zamiast metrem chodze na piechote. czuje ze spodnie sa troche luzniejsze.
Jak w tytule, nie mam internetu w domu, teraz jestem w bibliotece, szkoda marnowac czasu na ogladanie w necie glupot, trzeba sie zabrac za prace. w weekend dieta byla w miare (nooooo sobotniej lasagni nie mozna bylo powiedziec nie :D), dzisiaj na wadze 61,2! rowne ladne -4 kg :D. Happy.
Jadlospisy bede dodawac jak juz bede miala neta w domu.
wiem, wiem, ze glupota jest zmieniac pasek o 0,4 kg, ale zmenilam, bo waga ponizej 61,6 kg to dla mnie taki maly sukces. odkad przytylam do tych ponad 60 kg, nie udawalo mi sie schudnac ponizej 61,6 kg a pare razy probowalam, a teraz prosze 61,5 kg ;). jest dobrze ;) tylko, ze no jutro chyba szykuje sie u mnie polska kolacja (zurek, pierogi i wino-wiem, nie polskie, ale cos pic trzeba), no ale nic to, przeciez przez odchudzanie nie bede rezygnowac ze swojego zycia towarzyskiego ;)
sniadanie: 3 sucharki z dzemem, kawa z mlekiem, dwie suszone sliwki, obiad: marchew z groszkiem, mix salat z kurczakiem, cukinia, papryka i sosem jogurtowy, kawa, podwieczorek: wielgasna gruszka, kolacja: kurcze pieczone, ciecierzyca, warzywa gotowane (troche marchwim brokula i kalafiora)
W koncu wyrobilam sobie ubezpieczenie zdrowotne, wiem ze niemadra jestem, ze chodzilam 10 miesieczy tylko z ubezpieczeniem ISIC a nie zwyklym, no ale dzisiaj sie przemoglam, wczoraj zaplacilam, dzisiaj poszlam sie zapisac wzielam numerek a tam 118 osob w kolejce. wiec poszlam na zakupy, wrocilam, poszlam do akademca, wrocilam i w koncu wyrobilam, oczywiscie wiedzialam wiecej niz babka w okienku, ale mozna sie przyzwyczaic. wiec w sumie dzis prawie nic nie zrobilam, jeszcze jak wrocilam to na fb zagadal Moj Kolega i jakos tak sobie gadalismy o malych podrozach i duzych.
sniadanie: 4 sucharki z dzemem, kawa z mlekiem, dwie suszone sliwki, obiad: mix salat z salatka z owcow morza, ciecierzyca, papryka i tzatzki, podwieczorek (pozny byl obiad, wiec nie chcialo mi sie jesc): kawa, dwie suszone sliwki, kolacja: gulasz z indyka, ratatuille, salatka (mix salat, papryka, pomidory, oliwa z oliwek, ocet winny)