Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
rewolucja zaoladkowa, krotka historia odchudzania


sniadanie: 3 sucharki, pomarancz, kawa z mlekiem, obiad: bitki wieprzowe, kapusta zapiekana w sosie beszamelowy, salata-mix salat, marchew, pomidory, papryka, oliwa i ocet balsamiczny, herbata, podwieczorek: 2 sucharki, kawa z mlekiem pol na pol, kolacja: ryz posypany parmezanem, kawa z mlekiem pol na pol

no i jak w tytule... chyba musiala mi sie skorka od pomidora przykleic do zoladka, bo wrocilam z obiadu, wlaczylam na chwile fb i czuje, ze zaczyna mnie mulic, nie minelo 5 minu, a juz lecialam na dol straszyc pana kibelkowego. juz lepiej sie czuje, aczkolwiek troche wypluta. 

a tak to przegladalam stare zdjecia i te nowe tez. mam takie zdjecie z tych wakacji, gdzie masakra, okragla tlusta kula i wsio wyplywa ze spodni, jeszcze tak stanelam, ze wygladam jak stara baba...i jeszcze takie jedno z erasmusa, to samo, jeszcze stanelam obok mojej bylej wspolokatorki chudzinki. znalazlam tez zdjecie z wakacji 2010 jakies 12 kg temu....i teraz pytanie jak ja moglam doprowadzic sie do takiego stanu. na jesien 2009 schudlam i to bardzo z jakis 62 kg do jakis 51. w swieta troszke sie przytylo, ale waga na poczatku 2010 byla jakos 53 i tak sie utrzymywala, do... w sumie nie wiem, jakiego okresu czasu. generalnie od wakacji 2010 rosla, nie duzo, ale zawsze rosla. tak patrze na stare wpisy w pamietniku, na jesien 2011 bylo ponad 58 kg, przez pare miesiecy zbilam do 56, ale na jesien 2012 bylo ponad 61 kg, pozna wiosna 2013 udalo mi sie troche schudnac- do 58,6, ale to bylo w sumie spowodowane stresem (sesja i poblemy finansowe), a pozniej byly wakacje i jak pisalam erasmus, po erasmusie wrocilam z waga 63.4, udalo mi sie jakos schudnac 1,5 kg, sesja, wakacje i po wakacjach wrocilam z waga 65,3, przez dwa miesiace minimalna waga byla 64,5 (ale to bylo po rewolucji zoladkowej), maksymalna 66. i taka to moja historia odchudzania odkad wyjechalam na studia... tzn na samym poczatku przez pierwsze dwa miesiace schudlam troche, ale to bylo glownie przez stres. wiec bylo ok -11 i +15. 12stego mam ten egzamin i od zeszlego piatku nigdzie nie wychodze, zadnych kolacji poza akademcem, zadnych alkoholi, ale po 12stym wracam do swiata zywych, nie chce sie zamykac, nie wiadomo do jakiego czasu; chce wychodzic, cieszyc sie zyciem, choc z waga jaka mam teraz nie chce mi sie nigdzie wychodzic...grunt to kontrola, wyjscia tak, ale zamiast drinkow wino, kolacje na miescie, czy u znajomych, ale nie opychac sie, a najlepiej to przed kolacja pocwiczyc. do srody, a moze i do czwartku daje sobie czas na maksymalne chudniecie przed swietami, pozniej juz beda pokusy, ale zycie to nie tylko odchudzanie. czuje, ze tym razem uda mi sie, chyba osiagnelam juz swoje dno, jeszcze nie bylam az tak gruba, jak jestem teraz. nie mieszcze sie w spodnie, ktore kupilam jeszcze przed moim spektakularnym schudnieciu na jesien 2009. postanowilam, ze oprocz najwiekszych spodni, ktore mam teraz na sobie i kupilam je na erasmusie, bede sukcesywnie wyrzucac/oddawac za duze ubrania, zeby nie bylo.