Z wagą nie jest źle, bo pokazała dzisiaj równe 67, ale dobrze też nie, skoro celem było 58 do końca kwietnia. Nadal w zasięgu ręki, ale zbyt wolno dreptam w tym kierunku.
Miałam pisać codzienne menu, ale nie dam rady. Zbyt wiele obowiązków. Za to przyszły szwagier (ten, na którego ślub się odchudzam i który również jest z tej okazji na diecie), ściągnął mi fajną aplikację na spamrtfona- FatSecret. I od wczoraj obliczam sobie łatwo i szybko kalorię. Od jutro planuję dietę 1000 kalorii. Od jutra, bo dzisiaj zjadam resztki z wczorajszej imprezy i pewnie wyjdzie ciut więcej. Chociaż wczoraj wyszło mi 1500 i uwzględniając mój tryb życia, wzrost, wagę i aktywność wyszło mi, że powinnam spożyć 1700, więc i tak nieźle. Ale plan jest na 1000 aż nie dojdę do wagi 59. Potem troszkę odpuszczę. Ale nie dużo. Tyle, żeby do końca roku dobić do 50 kg.
Najgorzej z tą aktywnością, bo przy dwóje małych dzieci i mężu, który jest ciągle nieobecny trudno sobie cokolwiek zaplanować. Ale biorę się za ćwiczenia w domu. Nie lubię tej formy bardzo, ale na wojnie się nie wybiera :)