wróciłam już do domu, u teściów trochę zjadłam, ale sporo dań udało mi się uniknąć, a to pilnowałam żeby starsze dzieci zjadły to co miały na talerzu (ominęły mnie flaczki), a to karmiłam mojego "roczniaka" (ominęło mnie dzielenie ciastem), zjadłam trochę sałatek, mięska, a po zaliczonym spacerku kawka...i mimo że spałam ok 3,5 godziny w nocy to się trzymam i nawet nie jestem śpiąca. Z tym odchudzaniem to ogólnie szału nie ma, tragedii też nie... potrzebuję wytrwałości i czasu,a jak pokażą się pierwsze efekty to mam nadzieję że będzie łatwiej