zapuściałam się tak ze wszystkim, a z szczególnie z dietą, że po prostu szok...jak weszłam na wagę to się okazało, że w sumie zaczynam wszystko od nowa, strasznie źle się czuję z takim tłuszczolem, normalnie policzki jak u świnki, uda otłuszczone, samoocena spadła niemal poniżej poziomu morza, także nadszedł czas, żeby od tego dna się wreszcie odbić...
mój plan jest taki:
do 15.07 czyli imienin mamy muszę ważyć max 67kg
do 31.07 max 65kg
do 15.08 max 63kg
plan jest realny do osiągnięcia i odpowiednio rozłożony w czasie, 3.09. mam wesele i chcę być laseczką!
tego pesymizmu z ostatnich wpisów muszę sie pozbyć i kurcze zacząć wierzyć w siebie, lepsze jutro i w ludzi przede wszystkim...
ponadto zrobiłam się strasznym leniwcem, a moi rodzice bardzo potrzebują kogoś do pomocy więc muszę się wreszcie ogarnąć i ruszyć swoją szanowną dupencję, w końcu im więcej pracy, tym więcej ruchu i mniej myślenia o jedzeniu,a co za tym idzie dietetyczny sukces;)
i najlepsze halo, od pewnego czasu zaczęły mi się włosy kręcić, kurcze i z tego powodu się cieszę;)
pozdrawiam wszystkich;*
Mukikaki
1 lipca 2011, 20:25a ty sie juz broniłaś? Widze że podobnie jak ja zaczynasz od lipca walke, wiec mozemy sie wzajemnie motywować :)