Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
poniedziałek po cukrowym weekendzie


Dzisiaj też zjadłam dużo cukru. Było to tak: rano pojechałam do miasta, bo musiałam zrobić badania do pracy (to, że sama za nie zapłaciłam, nie miałam skierowania i w ogóle to inna para kaloszy, ale ok, zdobywam doświadczenie, które pomoże mi znaleźć lepszą pracę). Pojechałam do przychodni, zarejestrowałam się (7:45)  i do 9.30 czekałam na lekarza. Dostałam skierowanie na prześwietlenie, więc dawaj, jadę w inne miejsce. Zrobią mi prześwietlenie, ale od 10:30, ok, nie ma problemu. Jak wyszłam z tej pierwszej przychodni i tak szłam sobie chodnikiem i nagle naszła mnie myśl: przecież ty nie masz dzisiaj co jeść :D Miałam z domu wziąć sobie bigos i zapomniałam. Dodam jeszcze, że od rana nosiłam się z torbą, w której miałam ciasto urodzinowe, więc już zupełnie. Ostatecznie do pracy trafiłam na 11.30. Głodna jak wilk. Jak w końcu położyłyśmy dzieci spać i mogłam coś zjeść, to zjadłam: pojemnik surówki, 2 bułki z szynką i kawał placka i muffinkę. Byłam najedzona. Było dobre. Nie chciało mi się ruszać. Ale się ruszałam, więc jak wróciłam do domu to znowu byłam głodna. 

Pocieszam się myślą, że dużo dzisiaj chodziłam. 

A teraz idę spać, bo jutro wstaję o 5!!!! Nie cierpię tej zmiany :D