Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Awantura z bankomatem i ruda czupryna,
podstęplowano ;D


Piękny, cudowny, WOLNY dzień :) Zaplanowałam na dzisiaj zakupy. Potrzebuje eleganckiego wdzianka na święta (nie to żebym się specjalnie chciała wylaszczyć, ale jestem chrzestną więc trzeba pokazać trochę klasy poza tą słomą w butach), a poza tym mam nadzieję na rozmowę kwalifikacyjną w przyszłym tygodniu ;) A przez tą moją otyłość dawno nie miałam na sobie nic eleganckiego. Nie mam nawet zwykłego żakietu, chociaż to podstawa garderoby zaraz po małej czarnej (której z resztą też nie posiadam ;)) Z resztą metamorfoza wiosenna obejmuje też zmianę garderoby. Trzeba wyjść z tych wszystkich worków, które to miały chować niedoskonałości. Ale w związku z tym, że przecież zmienię rozmiar (cwaniak ;)), to postanowiłam nie wydawać na to fortuny i przejechać się na ryneczek. 

Wstałam o 8:00, rozciąganie, słoneczko pieści mnie po twarzy - ach jakże cudowny dzień, pomyślałam. Niedoczekanie moje! Dostałam nową kartę z banku, więc jak się już ogarnęłam, biegiem do bankomatu aktywować. Bo przemiła Pani mówiła, że aktywacja następuje przy pierwszym wpisaniu PIN. Cały czas byłam pewna, że wybieram ten PIN przy bankomacie. Ale dupa! , że się tak poetycko wyrażę. Cały na monitorze wyświetla się, że błędny PIN. Myślę, podjadę cztery przystanki, skoro już i tak wyszłam z domu, tam jest placówka to aktywują ją na miejscu, albo wypłacę u nich. Pocałowałam klamkę, bo akurat ta placówka nie dyżuruje w weekendy. Oczywiście internet mi odcięło wcześniej, więc nie mogłam sprawdzić. Wściekła stoję przy bankomacie, ale patrzę, że numer na infolinię jest podany. Po 15 min muzyki w słuchawce wreszcie odzywa się konsultant i informuje, że PIN trzeba wybrać przez internet w takiej super automagicznej zakładce. Ręce mi opadły... Patrzę na zegarek, zrobiła się 10:00, myślę, nie jest tak źle, podjadę do domu, przedę hektar od przstanku, wjadę windą na 5 piętro, wcześniej przebijając się przez dwie bramki, aktywuję tej cholerny PIN i jeszcze zdążę na ryneczek. Cała procedura zajęła 40 min, stoję  z powrotem przy bankomacie, a on krzyczy "Za wiele razy wpisany błędny PIN" FUUUUUCK! Tak się skończył dzień zakupów. 

Pojechałam pobiegać do Leroya, bo przecież trzeba wybierać rzeczy do naszego domku :) Spędziłam tam bite 3 godziny, ale są efekty w postaci 3 kartek zapisanych symbolami różnych paneli, płytek, lampek itd ;D

Skoro odzyskałam humorek pomyślałam, że pofarbuje włosy. Bo oczywiście fryzjer mnie czeka dopiero za 1,5 kg, a na chrzciny trzeba jakoś wyglądać. Może to głupie, ale stwierdziłam, że nie pójdę wcześniej. Nie ma odstępstw od postanowień!!! Tyle tylko, że fatum wróciło i po farbowaniu wyszłam rudawa ;( Normalnie mam taki blond z poziomu 8. A teraz odrosty chwyciły na rudawy.... FUUUUUCK!  Pewnie w tygodniu będę musiała powtórzyć. :( 

Ale za to kupiłam sobie fajny gadżet do paznokci. Stempelki :) Naprawdę fajnie się tym robi, mogę z czystym sumieniem polecić. Kosztowało mnie to jakieś 20 zł. Efekty prezentuje poniżej. (Artykuł zawiera lokowanie produktu ;D) Enjoy!