Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień 6. Kocham polskie wesela..-_-


To nic nowego, że choruję dalej; że wczoraj odwiedziłam całodobówkę, na której lekarz pojechał z wizytą domową do pacjentów, a ja czekałam godzinę na niego po czym przyjął mnie pediatra :) Moje dolegliwości są związane z alergią. Na szczęście dostałam nową porcję leków, po których czuję się już lepiej, ale i tak szkoda, że znów będę musiała pracować nad formą..

W międzyczasie byłam na weselu. Nie chciałam na niego iść wcale, bo wiedziałam, że cała rodzina zaszczuje mnie pytaniami, czemu przyszłam sama, czemu nie mam chłopaka.. I nie pomyliłam się. Ledwo dotarłam pod kościół, a wokół mnie zebrała się otoczka znajomych cioć, wujków i kuzynów, którzy zaczęli swój rytuał. Jakoś wybrnęłam z tej żenującej sytuacji żartem i uśmiechem, ale to mnie tak niesamowicie wytrąca z równowagi, jakby facet miał mnie dowartościować i uszczęśliwić na siłę.. Czasy się zmieniają, mamy XXI wiek i panna w wieku lat 20. jest.. dzieckiem, a nie kobietą myślącą o zamążpójściu i dziecku :) No cóż..  Powoli przyzwyczajam się do staropanieństwa i nie powiem, że specjalnie się cieszę, ale muszę zaakceptować ten fakt ;)) Tylko jak patrzyłam na parę młodą to tak łezka w oku mi się zakręciła, bo ogarnęły mnie jakieś złe przeczucia i teraz wiem, że na następne wesele albo nie przyjdę, albo stanę na głowie, by poszedł ze mną dobry tancerz i by wszyscy dali mi już swięty spokój!! Tylko wtedy cała arena cioć i wujków nie będzie mnie już linczować pytaniami odnośnie tego, czy mam kogoś, a kiedy będą bawić się na moim weselu :D Żyć nie umierać..

Co do diety - na weselu starałam się jeść małe porcje, co wzbudziło ogólne zdziwienie przy stole, ale rano nie obudziłam się z wzdętym brzuchem! Chwała mi za to..

Poza tym jutro mam egzamin i jakoś nie czuję się na siłach, by go zdać. Teka stosu notatek nie jest na moją pamięć, więc wszystko mi się chrzani, no ale.. kto powiedział, że we wrześniu muszę mieć wakacje? :P

A od czwartku będe mieć taki widok z pokoju: :)