Waga schodzi w dół -to dobrze. Dziś rano pokazało mi ok. 105 kg, ale nie zapisuję tego jeszcze na pasku. Jak przez kilka dni utrzyma się ten pomiar na czczo, to zapiszę.
Wiem, że to skutek moich emocji, stresów ... a nie planów w odchudzaniu. Chociaż w tym okresie zaczęłam rozsądnie (przez przypadek) się odżywiać. Na początku zawirowań życiowych mało jadłam - nie mogłam, mimo że chciałam. Bolał mnie chyba żołądek.
Potem nieco się uspokoiło, wyciszyło. Nawet czasami mam chętkę na coś słodkiego.
Czytam wpisy "vitalianek" - wiele z was ma tyle spektakularnych sukcesów, aż zazdroszczę.
Ale... idę czytać Was dalej. Cieszę się, że chociaż niektórym z Was się tak fajnie udaje dotrzeć do celu czyli zaplanowanego spadku wagi. Myślę o Was cieplutko.
kamciatg
30 stycznia 2010, 17:31Życzę powodzenia:) I wytrwałości w dążeniu do celu:)