Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zawsze byłam szczupła, dużo "ruszałam się", bo takie było życie (korzystałam z komunikacji miejskiej, nie miałam samochodu, dochodziłam do szkół, dużo miałam zajęć). Nie miałam potrzeby ani czasu na ciągłe myślenie o jedzeniu (bo dzisiejsze moje odchudzanie, to ciągłe "myślenie o jedzeniu"...niestety). Tak naprawdę od 1999-2000 zaczęłam się robić dużo za duża. Sporo winy leży po stronie 2 ciąż, leków, stresów doprowadzających mnie do tego, jak wyglądam teraz. Ale sama siebie nie czaruję: wiem, że najwięcej winy ponoszę JA (styl życia, zaniedbania). Często mówiłam i wierzyłam w to, że jedzenie to jedyna przyjemność jaka mi pozostała . Nadal często tak mówię i myślę. Głupie gadanie! No i efekty są.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 21880
Komentarzy: 125
Założony: 4 maja 2007
Ostatni wpis: 21 grudnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
saga2

kobieta, 62 lat, Łódź

171 cm, 99.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

21 grudnia 2014, Skomentuj
krokomierz,43213,370.84329223633,2593,88520,28520,1419118348
Dodaj komentarz

19 grudnia 2014, Skomentuj
krokomierz,24871,213.01795959473,1493,37235,16414,1418947793
Dodaj komentarz

15 października 2014, Skomentuj
krokomierz,2,0,0,19,1,1413409632
Dodaj komentarz

24 lipca 2011 , Komentarze (2)

Pod koniec marca zaczęłam uczęszczać na siłownię. Cele:
1. polepszyć b. słabą kondycję
2. schudnąć.
I zaczęło się "tradycyjnie" - waga stała, potem nieco wskoczyła w górę (1 1/2 kg) i dopiero teraz mogę powiedzieć, że powolutku rusza w dół - ok. 3 kg. Ale czy to stały spadek, nie wiem - wahania są.
Może się uda - tak powolutku... może.

10 października 2010 , Skomentuj

Minęło pól roku po rozwodzie. Życie "od nowa", w nowym domu (nie własnym), z nowymi problemami, wiele też "po staremu"  - to cała moja rzeczywistość.
Wiele rzeczy mi się nie podoba, z wielu jestem zadowolona;
Wreszcie odżyłam nie czekając lub  nie oglądając się na innych.
Ale jak to przykro, jak człowiek sobie uświadamia, że był z kimś tak długo, a tak naprawdę był sam. Niby  wspólne dbanie o dom, zakupy, a w rzeczywistości brak bliskiego, naprawdę bliskiego ci człowieka - pustka. "Prosiłam się" o bliskość, czułość, miłość - na darmo. Tylko mnie jej brakowało.  Tylko ja o tym mówiłam. Ale to teraz nieważne.
Co to znaczy przyzwyczajenie tylko ja wiem. 
Przy rozstaniach zastanawiamy się dlaczego z kimś jeszcze jesteśmy, czy to aby nie jest zwyczajne to tzw. przywiązanie.
Ktoś powiedział: co chcesz, o czym mówisz, przecież w końcu sama chciałaś rozwodu.
Tak. Bo nie widziałam już sensu bycia razem-nie razem. 
Po ochłonięciu zadałam ostatnie pytanie (jeszcze wtedy mężowi): czy chce-chcemy jeszcze "popracować' nad naszym małżeństwem? Ale uzyskałam odpowiedź - on już nie chce.
Bo już wtedy miał nową nazwijmy to "koleżankę".
A on i dzieci byli całym moim życiem! Dobrze o tym wiedział! Wygodnie mu było. Nie potrzebował miłości ani tym bardziej jej dawać!
Ale wyrwałam się z tej matni !
Zostawiłam jego, zostawiłam mieszkanie (sporo odnowione-została tylko kuchnia do zrobienia; nowe meble etc) - mieszka tam z jedną z córek, która chciała z nim mieszkać po rozwodzie.
Ja zaczynam od początku - muszę poodnawiać inne już mury ( z własnych a nie wspólnych zarobków). Wiele do zrobienia; wiele celów przede mną. Za mną zrobiony pokoik dla córki (pół lipca pracowałyśmy).
Tylko teraz wygrać w totka, żeby żyć w przyzwoitych warunkach i jeszcze porobić coś w mieszkaniu.


...A z drugiej strony jestem szczęśliwa. Żyję prawie pełnią życia.
Nie czekam aby ktoś łaskawie zechciał mnie dotknąć.
Nie czekam aby ktoś mnie zabrał do kina, teatru (bo i tak tego nie zrobił) - chodzę do teatru, do knajpek, czasami na tańce; spotykam się od czasu do czasu z koleżankami.
Tylko żal mi tych lat, że nie zrobiłam tego kroku wcześniej, skoro i  tak naprawdę ktoś nie chciał być ze mną (z żoną) - i o tych straconych latach wykrzyczałam byłemu. Było mi lżej.

Brakuje mi tylko drugiej, dobrej duszyczki przy mnie. Ale cóż; taki los byłych, mających już trochę lat, żon.

Do szczęścia brakuje mi  też sukcesów w gubieniu, delikatnie mówiąc, sadełka. Mam z tym ogromny problem, a dokładniej problem z podjadaniem. Nie mam silnej woli.







2 lipca 2010 , Komentarze (4)

Jestem szczęśliwa, bo wczoraj już wiedziałam na 100 %, że starsza córka zdała maturę (wczoraj były wyniki pisemnych matur), a młodsza dostała się do liceum (1 z 3 wybranych przez nią  w rekrutacji elektronicznej).
Dokonałyśmy opłatę rekrutacyjną na studia (kilka kier.) i zobaczymy co  w ostateczności wybierze.
Życie moje po rozwodzie zmieniło się, ale tak naprawdę tylko w pewnym stopniu, ale zaczynam od czasu do czasu żyć "większą pełnią życia". Mam nadzieje, ze mój optymizm mnie nie opuści!
Zaczynam wierzyć, ze udadzą mi się jeszcze  pewne rzeczy w życiu.

A moja waga... przy tych upałach leciutko, powoli idzie w dół. Oby tak dalej!
Żeby się czuć lżej i nieco swobodniej powinnam (muszę?) zrzucić przynajmniej jeszcze z
20 kg. I jak wymawiam te słowa: "20 kg", to jestem przerażona, bo jest to sporo do osiągnięcia. Miewam wtedy wątpliwości czy dam powolutku radę. Dwadzieścia - to bardzo duża liczba!

19 maja 2010 , Skomentuj

Od miesiąca utrzymuję wagę na poziomie 99, 7 - 100 kg (oczywiście rano na czczo). Bywała tez  kilka razy tyci niższa.
Dla mnie to sukces, ale chcę więcej.

30 stycznia 2010 , Komentarze (1)

Waga schodzi w dół  -to dobrze. Dziś rano pokazało mi ok. 105 kg, ale nie zapisuję tego jeszcze na pasku. Jak przez kilka dni utrzyma się ten pomiar na czczo, to zapiszę.
Wiem, że to skutek moich emocji, stresów ... a nie planów w odchudzaniu. Chociaż  w  tym okresie zaczęłam rozsądnie (przez przypadek) się odżywiać. Na początku zawirowań życiowych mało jadłam - nie mogłam, mimo że chciałam. Bolał mnie chyba żołądek.
Potem nieco się uspokoiło, wyciszyło. Nawet czasami mam chętkę na coś słodkiego.
Czytam wpisy "vitalianek" - wiele z was ma tyle spektakularnych sukcesów, aż zazdroszczę.
Ale... idę czytać Was dalej. Cieszę się, że chociaż niektórym z Was się tak fajnie udaje dotrzeć do celu czyli zaplanowanego spadku wagi. Myślę o Was cieplutko.

31 sierpnia 2009 , Komentarze (1)

Bułgaria - Morze Czarne



Aż miło popatrzeć na te owoce!

Od 12 do 27 sierpnia wybyłam z domu do ... Bułgarii. Samochodem,  tylko z dziewczynami. Prowadziłam na zmianę z córką. Polska, Słowacja, Rumunia, Bułgaria =ok. 1700 km ( w jedną stronę). Po długiej podróży czekała na nas pogoda murowana, jedzonko smakowite, morze ciepłe, opalenizna widoczna. Przez ten czas straciłam 3,5 kg (z 113,5 kg na 110). Jadłam 2 główne posiłki a trzeci, to owoce lub jakieś małe co nieco.Wyjątkowo kiedy skusiłam się na kebab lub napiłam się wina. Ale ... 2 dni po powrocie było wspaniałe weselisko, trochę jadełka (111 kg) i teraz wracam do swej obietnicy, że biorę się za siebie poważnie. Czeka mnie długi rok odchudzania na nowo - mam nadzieję, że efektywnego.

20 lipca 2009 , Skomentuj

Siedzę na działce, robię obiadki, oglądam TV; od czasu do czasu spacerek, bo pogoda w kratkę. Czytam na vitalii pamiętniki i zazdroszczę samozaparcia. Ja nie mogę tak do końca wziąć się w garść. Brak mi tej wiary sprzed 2 lat. Moje chęci to tylko marzenia. Czekam aż zacznę je spełniać.Tylko nie chce mi się zabrać do tego poważnie - wiem, że muszę już wtedy do końca życia konsekwentnie postępować w sprawie odpowiedniej dla mnie diety, ruchu. Trzeba raz na zawsze przewartościować to moje życie. Tak zrobiłam wtedy, a jednak się nie udało. Chcę teraz ale jeszcze nie mam 100 % wiary.