Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Trzymam sama za siebie kciuki. Może dotrę do celu.


No nareszcie waga idzie lekko w dół (wróciłam do wagi sprzed ponad miesiąca). Nadal staram się ćwiczyć codziennie - ciężko zacząć, ale po chwili czuję się wspaniale.
Jak przypomnę sobie moją "kondycje" w listopadzie i na początku  grudnia, to odczuwam wielką zmianę. Nie jest tak rewelacyjnie, męczę się, ale w porównaniu do tego, co było, to "niebo do ziemi".
Staram się jak najmniej jeść słodyczy - niestety codziennie coś mam na sumieniu i to wcale nie coś maleńkiego.
Na diecie kopenhaskiej nie miałam z tym problemów.
Nie kusiło mnie nawet to, że gotowałam dla reszty obiadki a sama musiałam "zadowolić się" dietką. No, ale cóż, organizm wyczuł, że powróciłam...nie do starej, ale staro-nowej diety.