Tak sobie myślę, jak to byłoby fajnie mieć wieczorem taką wagę jak rano na czczo lub po ćwiczonkach. Zmotywowałabym się lepiej i nie cierpiałabym z tak "powolnego" spadku sadła. Wskoczenie na wyższą wagę jest czasami takie niezauważalne i mogłoby wydawać się innym "łatwym", ale zejść z niej, to istny horror w moim przypadku. Zanim drgnie coś w dół, musi minąć spooooro czasu. Jeszcze na dodatek te weekendy - mniej ruchu (nie ćwiczę), więcej siedzenia... i w poniedziałki, wtorki, czasem jeszcze środy muszę dochodzić do stanów piątkowych.
Trzy dni do przodu, dwa dni wstecz, trzy dni do przodu, dwa dni wstecz itd, itd...
sweet85
27 czerwca 2007, 14:56dzięki za słowa otuchy :)chciała bym dać rade!! jutro podejme decyzje. pozdrawiam
Pigletek
25 czerwca 2007, 15:23Musimy jakoś przeżyć ten powolny spadek wagi. W końcu nie od razu Rzym zbudowano. Przecież się nie poddamy !! :-) Pozdrawiam!