Moje młodsze dziecko na nowo zaczyna fundować mi sporą dawkę stresogenną. Nie mogę do niej dotrzeć. Wpadła w takie towarzystwo, że nikt nie chciałby, by ich dziecko miało "takich" znajomych. Zaczynają się ucieczki z ostatnich lekcji (lub opuszcza pierwsze); popala i ... jeszcze wiele "takich innych" spraw, o których już nie chcę tu pisać, a które są dla mnie ciężkie do przełknięcia (ma 15 lat, a wydaje jej się, że może robić to, co dorośli ludzie).
Dziś, po pewnym "incydencie" dowiedziałam się, ze nie jestem dla niej matką, nienawidzi mnie, ojca i całą rodzinę, że pożałuję tego, co jej robię (bo ja nie chcę dopuszczać do pewnych głupot - z mizernym skutkiem mi to wychodzi) .
Z Jej ust wypływa sam jad.
Wie, że robi coś źle, ale mówi, że będzie robiła to, co zechce i nic nikomu do tego!!! A najgorsze jest to, że niestety wiem, że będzie chciała brnąć dalej w najgorsze.
Przyszła pora na radykalne zmiany - będzie ciężko!
kryskotu
2 grudnia 2008, 10:44sorki, po niej oczywiscie, opowiadalam o moim synu, a Ty przeciez masz problem z corka pozdrawiam:)
kryskotu
2 grudnia 2008, 10:43mam podobna sytuacje, niestety... gimnazjum zmienialo moje dzieci nie do poznania; zmaiana srodowiska powodowala, ze zachowywali sie jak obcy... z jednym z synow w ogole nie moglam sie dogadac, niby nie rozrabial, ale w ogole potrafil sie do mnie nie odzywac - mowilam do niego jak do sciany, nie wiedzialam gdzie wychodzi, z kim sie spotyka, oceny poszly mocno w dol, chwycilam sie w koncu ostatniego srodka jaki mi przyszedl do glowy... poszlam do niego do pokoju, powiedzialam, ze rozmawialam z osobami z poradni psychologicznej, powiedzialam kocham Cie synu i nic tego nie zmieni, a poniewaz Cie kocham, bede o Ciebie walczyc, poniewaz ja do Ciebei dotrzec nie moge, wiec rozmawialam z osobami z poradni psychologicznej specjalizujacej sie w takich sytuacjach. Mam isc do szkolnego pedagoga, porozmawiac z nim, potem pedagog porozmawia z Toba, a na koncu z nami obojga. Jesli pedagog sobie nie poradzi mam nas zapisac na wizyte do pradni. Ale najpierw pani poradzila mi, zebym porozmawiala z Toba i sprobowala raz jeszcze sie z Toba dogadac.. To byla bardzo trudna rozmowa, zarowno dla mnie jak i dla mojego syna... I mnie i jemu poplynely lzy w oczach... czekalam jeszcze chwile na odpowiedz, prosilam o odpowiedz jeszcze ze trzy razy zanim uslyszalam, sprobujmy... podeszlam, przytulilam go i chociaz stal jak kolek ja poczulam sie inaczej... od tamtej pory minelo kilka miesiecy. Jest duzo, duzo lepiej. Rozmawiamy ze soba, a ja nie czuje sie jak powietrze... mniej wychodzi z domu, wiem z kim bywa, wzial sie troszke za nauke... kazdego dnia staram sie znalezc chwile na rozmowe z moimi dziecmi, procentuje to, pomimo tego ze sa coraz starsze, a moze wlasnie dlatego... podsumowujac, warto znalezc kilka minut na rozmowe z dzieckiem, nawet, jesli splywa to nim jak woda po kaczce... to pamietaj, kropla drazy skala. Zycze wytrwalosci:)
bezkonserwantow
3 listopada 2008, 23:53trudna sprawa. może najpierw sama zagadaj z psychologiem?