Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
marsze póki co się udają :]


No to ładnie zaczęłam ten tydzień! W poniedziałek 1,5km, wczoraj też 1,5km a dziś się przymusiłam (miałam tylko w torbie banany i pomarańcze, więc nie było aż tak ciężko) i zrobiłam... uwaga... 3km :))) Tak, ja leniuch, leniuszek przeszłam 3km i czuję się w sumie dobrze ;) Co prawda pod koniec zaczęłam odczuwać kolkę, ale ostatecznie rozeszła się po kościach :P

Jeśli chodzi o jedzenie to nie podjadam, ale szczególnie w przypadku obiadów mam odczucie jakbym się przejadała. Niby nie powinnam, ale hmm... sama nie wiem, głodowych porcji to ja na pewno nie mam, ale nie wydaje mi się żeby były one aż tak obfite. Może żołądek mi się trochę skurczył? No nie wiem, ale póki co trzymam się tego co jest i zobaczymy czy za tydzień coś drgnie na tej wadze czy nie :> Na dzień dzisiejszy waga stoi w miejscu i to niestety w tym samym co była na początku stycznia, więc można śmiało powiedzieć, że zaczynam od początku :P

Miałam dziś znowu poćwiczyć z hantlami, ale sama nie wiem co zrobić, bo nadal mam zakwasy... już drugi dzień i mi nie przechodzi :/ Tak, więc albo dziś też sobie odpuszczę albo zrobię coś "lekkiego" z tymi małymi hantelkami 0,75kg. Mogłabym coś na nogi dziś porobić, ale nie chce ich (ani siebie) przeforsowywać, bo już dziś 3km za mną ;) Myślałam też o desce (plank), żeby robić każdego dnia po te 30-60s, ale tego chyba nie można liczyć jako ćwiczenie a raczej jako dodatek wzmacniający :P Zresztą w tej chwili to jestem padnięta po marszu a przede mną jeszcze domowe rutynowe czynności (pranie, zmywanie, sprzątanie), więc też zapewne kilka kcal spalę ;)